URBAN LAB

Miejsce spotkań mieszkańców, aktywistów i urzędników, którzy wspólnie wypracowują i wdrażają rozwiązania odpowiadające na wyzwania stojące przed Gdynią.

CONTRA „Konflikt w procesach transformacji” – to nazwa nowego międzynarodowego projektu, którego realizacja właśnie rozpoczyna się w Gdyni. W jego ramach badacze i badaczki z europejskich ośrodków sprawdzają, jak do rozwoju miasta można wykorzystać tematy dzielące mieszkańców. 
Śpiewanie stało się dla nich sposobem na nudę i… pomoc innym. Zespół Ależ Babki stworzony przez mieszkanki Gdyni występuje nie tylko podczas miejskich uroczystości. Najwięcej radości daje osobom, którym doskwiera samotność.
Nastolatek obserwujący swoich kolegów skaczących z wysokości podczas treningu parkour na osiedlu w Chyloni kręci głową trochę z niedowierzaniem, a trochę ze strachem. Ale spokojnie, tu nikt nie robi sobie krzywdy. Przeciwnie. Młodzi ludzie uczą się kontroli nad swoim ciałem i nad swoimi emocjami. Czasami wręcz przeskakują samych siebie. Jak? O tym mówi Łukasz Nowak z Gdyńskiej Akademii Parkour, bohater dzisiejszej odsłony cyklu „Twarze Pomagania”.
UrbanLab Gdynia zaczyna nabór do kolejnej edycji Pomysłu na Miasto. Tym razem poszukiwane są rozwiązania w obszarze odpowiedzi na potrzeby uchodźców i osób z doświadczeniem imigranckim, ze szczególnym ukierunkowaniem na potrzeby dzieci i młodzieży.
Seniorzy nazywają ją pieszczotliwie „Słoneczkiem”. Nic dziwnego, Bożena Zglińska, dyrektor gdyńskiego Centrum Aktywności Seniora ma dla nich serce na dłoni. Mimo natłoku obowiązków, zawsze znajdzie dla każdego czas i dobre słowo.
mówią, prowadzą placówkę/SPOT, w której – poprzez pracę z dziećmi i młodzieżą – pomagają rodzinom w pokonaniu codziennych trudności. Jednym ze sposobów, w jaki „Światłowcy” działają, jest streetworking. I to o nim mówią bohaterki dzisiejszego odcinka cyklu „Twarze Pomagania”.
Historia gdyńskiego Stowarzyszenia „Cool-Awi” zaczęła się od wejścia na Śnieżkę i na nim mogła się skończyć. Magdalena Biegańska przyznaje dziś, że zakładając je nie miała doświadczenia z tego typu organizacjami, a zależało jej na wspólnym wyjeździe w góry… Wyprawa pokazała jednak, że osoby z niepełnosprawnościami chcą być razem, że mają wiele pomysłów i pasji do realizowania. Stowarzyszenie działa więc już szósty rok, a tworzące je osoby mówią, że są jak rodzina. Zapraszamy do niezwykłego świata bohaterów dzisiejszego odcinka cyklu „Twarze Pomagania”.
Jak wizualizować zmianę klimatu w mieście? Gdynia jest częścią międzynarodowego projektu REACHOUT o adaptacji do zmieniających się warunków klimatycznych. Projekt został dofinansowany z Programu Unii Europejskiej ds. Badań i Innowacji Horyzont 2020, a jego koordynacją zajmuje się UrbanLab Gdynia.
Organizacja charytatywnych bazarków, działania na rzecz lokalnej społeczności, włączanie się w akcje pomocowe, a do tego jeszcze wychowywanie dzieci i praca zawodowa – to wszystko obowiązki Judyty Bork, gdynianki, która nie tylko zaraża swoim entuzjazmem, zaangażowaniem i pozytywnym nastawieniem, ale przede wszystkim niesie sporo dobrego.
Od niemal trzydziestu lat działają na rzecz gdyńskich seniorów. Nie tylko organizują im czas, zachęcają do aktywności, czy pokonywania kolejnych barier, ale przede wszystkim integrują, a niekiedy nawet… łączą w pary. Klub Seniora „Iskierka” to wyjątkowe miejsce na mapie Gdyni, które powstało dzięki zaangażowaniu i pracy wyjątkowych osób.

EUROPEJSCY NAUKOWCY PRZYJRZĄ SIĘ GDYNI

CONTRA „Konflikt w procesach transformacji” – to nazwa nowego międzynarodowego projektu, którego realizacja właśnie rozpoczyna się w Gdyni. W jego ramach badacze i badaczki z europejskich ośrodków sprawdzają, jak do rozwoju miasta można wykorzystać tematy dzielące mieszkańców. 

Każde miasto boryka się z rozmaitymi konfliktami interesów. Wypracowanie rozwiązań optymalnych, satysfakcjonujących wszystkie strony nie jest łatwe, ale powstaje coraz więcej narzędzi, które mają usprawnić ten proces. Jednym z nich jest projekt CONTRA „Konflikt w procesach transformacji”, do którego realizacji przystąpiło nasze miasto. Podejmuje ważny temat polaryzacji i zróżnicowanych interesów; jest też świetną okazją do międzynarodowej współpracy. 

– Gdynia już wielokrotnie udowodniła, że jest miastem nie tylko innowacyjnym, ale i otwartym: na zmiany, na dialog i na opinie mieszkańców – mówi Michał Guć, wiceprezydent Gdyni ds. innowacji. – Doceniamy to, że gdynianki i gdynianie aktywnie włączają się w proces zarządzania miastem, chcą o nim decydować i podsuwają nam wiele ciekawych rozwiązań. Nie zawsze proces podejmowania decyzji jest prosty. Stale szukamy optymalnych rozwiązań, czerpiemy z dobrych praktyk innych miast – także z zagranicy, podejmujemy współprace. Ta najnowsza, w międzynarodowym gronie, skupia się na tematach budzących kontrowersje czy wręcz wywołujących konflikty.  

Celem projektu CONTRA „Konflikt w procesach transformacji” jest zbadanie, w jaki sposób wykorzystać potencjał ewentualnych konfliktów wokół procesu partycypacyjnego, tak aby miasta stawały się bardziej zrównoważone. Najważniejszym założeniem projektu jest podejście do słowa „konflikt” rozumianego jako różnica między wartościami czy postawami różnych grup w wybranej kwestii. Konflikt jest tu naturalnym i potencjalnie produktywnym elementem zarządzania miastem. 

– W ramach realizacji tego projektu nie rozwiązujemy żadnego konfliktu, nie podejmiemy decyzji – podkreśla Michał Guć. – Tematem, któremu się przyjrzymy, są kwestie związane z zagospodarowaniem Polanki Redłowskiej. 

Historii sporu o Polankę Redłowską przyjrzy się zespół badaczek i badaczy z Uniwersytetu Warszawskiego, a efektem ich prac będzie poznanie różnych zdań i perspektyw na ten temat. Polanka posłuży za studium przypadku dla specjalistów z różnych ośrodków. Badania prowadzone z uważnością i doświadczeniem środowiska naukowego z kilku krajów Europy pozwolą wypracować innowacyjne sposoby dyskusji o sytuacjach spornych. 

– Nasz projekt ma charakter przede wszystkim badawczy. Międzynarodowy zespół badaczy i badaczek zaangażowanych w projekt CONTRA reprezentuje dziedziny takie jak socjologia, prawo, antropologia, geografia czy planowanie przestrzenne. Wspólnie będziemy sprawdzać, jak w różnych krajach, w zupełnie odmiennym otoczeniu społecznym i prawnym, miasta radzą sobie z wyzwaniami związanymi z planowaniem przestrzennym i jego integracją z polityką klimatyczną. W przypadku Gdyni najbardziej frapującym przykładem jest Polanka Redłowska. Zależy nam, by poznać różne perspektywy, opinie i wizje dotyczące tego obszaru, zarówno ze strony władz miasta, aktywistów miejskich, jak i wszystkich, którzy w jakiś sposób czują, że ten temat jest im bliski – mówi dr Joanna Krukowska, adiunkt na Uniwersytecie Warszawskim, kierowniczka projektu CONTRA. 

Co ważne, CONTRA sięgać będzie do bardzo innowacyjnych metod. Jedną z nich będą tzw. drama laby, czyli techniki teatralne wykorzystywane do pracy warsztatowej. W projekcie CONTRA drama laby mają ujawnić produktywny potencjał angażowania się w konflikt. Ich uczestnicy będą m.in. brać udział w inscenizacji konfliktu, wchodząc w różne role i stając po różnych stronach barykady, aby wczuć się i poznać przeciwne perspektywy stron zaangażowanych w sprawę. 

Drama laby zrealizuje Teatr Gdynia Główna. Wkrótce rozpocznie się rekrutacja dla osób, które chciałyby wziąć udział w drama labach. Minimalna ilość uczestników to czterdzieści osób.  

– Czujemy się dumne, że przez najbliższe 16 miesięcy będziemy mogły dzielić się swoim wieloletnim doświadczeniem w realizacji teatru zaangażowanego społecznie z naukowcami i naukowczyniami, badaczkami, podmiotami publicznymi, a jednocześnie uczyć się nowych praktyk od ośrodków teatralnych, które, podobnie jak my, niosą w sobie projekt krytyczno-emancypacyjny wobec rzeczywistości. Po doświadczeniu mocy Teatru Forum w procesach integracyjnych i społecznej zmiany, jakimi były spektakle zrealizowane z mieszkańcami rewitalizowanego Wzgórza Orlicz-Dreszera („Dachy nad Pekinem”), czy osobami z doświadczeniem bezdomności („W drodze Q… Nie-całkiem kulturalny Utrecht”) mamy w sobie chęć wypróbowania nowych narzędzi ze świata sztuki, które umożliwią skuteczne rozmowy między zainteresowanymi stronami. – mówi Małgorzata Polakowska, koordynatorka merytoryczna projektu z ramienia Teatru Gdynia Główna. 

Gdyńskim partnerem projektu jest UrbanLab Gdynia. 

– Cieszymy się, że UrbanLab może być partnerem tak nowatorskiego i europejskiego projektu. Mamy nadzieję, iż dzięki wypracowanym rozwiązaniom, w przyszłości Gdynia, jak i inne miasta na całym świecie będą mogły sięgać po narzędzia ułatwiające rozwiązywanie konfliktów, traktując go jako nieunikniony element miasta, który może wnieść nową jakość w lokalną demokrację – dodaje Joanna Krukowska, kierowniczka UrbanLab Gdynia.  

O projekcie oraz poszczególnych działaniach będziemy na bieżąco informować na: www.urbanlab.gdynia.pl, Facebooku: facebook.com/UrbanLabGdynia.
Kontakt ws. projektu: urbanlab@lis.gdynia.pl 
Strona o projekcie w języku angielskim: https://conflictintransformations.eu/

Projekt „Konflikt w procesach transformacji” (nr rej. 2021/03/Y/HS5/00207) sfinansowano przez Narodowe Centrum Nauki w ramach programu EN-UTC, który otrzymał dofinansowanie na podstawie Umowy Finansowej nr 101003758 w ramach Programu finansowania badań naukowych i innowacji Unii Europejskiej Horyzont 2020. / „Conflict in Transformations” project (no. 2021/03/Y/HS5/00207) was funded by the National Science Centre, Poland, within the EN-UTC Programme that has received funding from the European Union’s Horizon 2020 research and innovation programme under Grant Agreement No 101003758.

Twarze Pomagania. Ależ babki koncertują i niosą odrobinę radości

Śpiewanie stało się dla nich sposobem na nudę i… pomoc innym. Zespół Ależ Babki stworzony przez mieszkanki Gdyni występuje nie tylko podczas miejskich uroczystości. Najwięcej radości daje osobom, którym doskwiera samotność.

Ależ Babki dały świetny występ podczas jesiennego pikniku w Przystani Śmidowicza 49//fot. Piotr Hibner

Ależ Babki to gdyński zespół związany z Klubem Seniora Północ. Miejsce zrzesza osoby zamieszkujące takie dzielnice, jak Obłuże, Oksywie, Pogórze, czy Babie Doły. Seniorzy odwiedzający klub mogą nie tylko spędzać czas w miłym towarzystwie, ale również rozwijać swoje pasje. Te dwa czynniki połączyły członkinie muzycznej grupy. Postanowiły zawalczyć z nudą i przy okazji odnalazły nową pasję – śpiew.

Do naszego zespołu należy obecnie osiem osób – mówi pani Aneta Maternicka, członkini i opiekunka grupy. – Razem ze mną na scenie występują także: Irena Klebba, Barbara Czaja, Władysława Cybula, Teresa Skrzypkowska, Wanda Majcher, Władysława Bork oraz pani Grażyna.

Ależ Babki to z pewnością… równe babki. Nazwa zespołu powstała jednak przez zupełny przypadek.

– Gdy postanowiłyśmy stworzyć tę grupę, nawet nie pomyślałyśmy o tym, że musimy mieć nazwę. I tak podczas jednego z pierwszych występów w Rumi, konferansjer nie wiedział, jak nas zapowiedzieć. Wybrnął z sytuacji i na scenę zaprosił… Ależ Babki – śmieje się pani Aneta Maternicka. – Na początku nie zwróciłyśmy na to większej uwagi, byłyśmy przejęte i zdenerwowane pierwszym poważnym występem. Ale któraś z nas w końcu powiedziała, że skoro jest zespół, to i nazwa musi się znaleźć. Myślałyśmy i myślałyśmy, aż w końcu przypomniał mi się ten prowadzący i jego „ależ babki”. Dziewczynom ten pomysł przypadł do gustu i tak zostało.

Zespół występuje podczas miejskich imprez, eventów i spotkań, ale Ależ Babki można spotkać także w klubach seniora. – Zawsze staramy się wypaść jak najlepiej, chociaż jesteśmy amatorkami, to bardzo przeżywamy każdy koncert. Nie zapominamy jednak, że to wszystko jest takie „na luzie”, trochę w żartach. Chcemy, aby coś się działo, a śpiewać lubimy bardzo – dodaje członkini grupy.

https://www.facebook.com/100083010387122/videos/750285026262941/

Ależ Babki same przygotowują sceniczny ubiór. – Uzgadniamy wcześniej, w czym wystąpimy. Mamy też jeden strój, na który dostałyśmy dofinansowanie, ale nie jest jeszcze dokończony – wyjaśnia opiekunka zespołu i dodaje, że często same szyją sobie kreacje na scenę.

Koncert zespołu Ależ Babki//fot. Facebook Miejski Klub Seniora Chylonia

Zespół sam opracowuje także repertuar na poszczególne występy. Panie sięgają najczęściej po współczesną polską muzykę, czasami po disco-polo. – Teraz przygotowujemy się do recitalu z okazji Święta Niepodległości, więc stawiamy na patriotyczne pieśni – wyjaśnia pani Aneta.

Nieco inny repertuar Ależ Babki przygotowują także wtedy, gdy wybierają się z wizytą do domów opieki. – To są sytuacje, gdy sięgamy wtedy po starsze przeboje, które pensjonariusze mogą śpiewać razem z nami.

Pani Aneta nie ukrywa, że te występy są zawsze bardzo emocjonalne. – Odwiedzamy różne domy opieki i to są zawsze bardzo poruszające spotkania. Ostatnio byłyśmy na Osowej, ale miałyśmy okazję odwiedzić także dom opieki w Pucku, czy w Gdyni. Zawsze bardzo się wzruszamy, bo mieszkańcy są bardzo zaangażowani, dziękują nam, że tam przyjechałyśmy, aby umilić im czas. To często bardzo samotne osoby, dla których jesteśmy miłą odskocznią.  

Zespół spotyka się nie tylko podczas występów. – Raz w tygodniu mamy czterogodzinne próby, ale poza tym przyjaźnimy się i chętnie spotkamy również prywatnie. Dobrana z nas grupa.

Cykl „Twarze pomagania” powstał w ramach: „Adaptacja Koncepcji UrbanLab w Gdyni” w ramach Programu Operacyjnego Pomoc Techniczna na lata 2014-2020, współfinansowanego ze środków Funduszu Spójności

„Twarze Pomagania”. Parkour lekiem na całe zło

Nastolatek obserwujący swoich kolegów skaczących z wysokości podczas treningu parkour na osiedlu w Chyloni kręci głową trochę z niedowierzaniem, a trochę ze strachem. Ale spokojnie, tu nikt nie robi sobie krzywdy. Przeciwnie. Młodzi ludzie uczą się kontroli nad swoim ciałem i nad swoimi emocjami. Czasami wręcz przeskakują samych siebie. Jak? O tym mówi Łukasz Nowak z Gdyńskiej Akademii Parkour, bohater dzisiejszej odsłony cyklu „Twarze Pomagania”.

Od prawie czterech lat na rewitalizowanym osiedlu Zamenhofa – Opata Hackiego na Chyloni młodzi ludzie ćwiczą pod okiem instruktorów parkour, czyli sztukę pokonywania odległości z punktu A do punktu B po linii prostej i w najkrótszy sposób. Od niedawna treningi odbywają się dwa razy w tygodniu, we wtorki i czwartki.

Pierwsze zajęcia odbywały się w Przystani Opata Hackiego 33. Kilkanaście miesięcy temu prezydent Gdyni zdecydował o udostępnieniu Gdyńskiej Akademii Parkour pomieszczeń przy ul. Opata Hackiego 17, co przed zawodnikami z ZOH otworzyło zupełnie nowe możliwości: obok sali z materacami i skrzyniami potrzebnymi do trenowania parkoura jest też dobrze wyposażona siłownia.

Gdy spotykam się z Łukaszem Nowakiem z Gdyńskiej Akademii Parkour, trenerem młodzieży z osiedla ZOH, jest ciepłe, październikowe popołudnie. Kilka minut przed godz. 17.00 – wtedy mają się zacząć zajęcia – do sali przy ul. Opata Hackiego wchodzi grupa nastolatków, od progu pytając: – Idziemy na dwór? I idą. Nad głowami niosą materac, który ma amortyzować ruchy i zapewnić miękkie lądowanie. Młodzi sportowcy kładą go na jednym z osiedlowych placów i zaczynają rozgrzewkę, a kilka minut później – właściwy trening. Wydaje się, że tu, na osiedlu ZOH, nikogo nie dziwi młodzież przeskakująca elementy małej architektury czy skacząca z okolicznych daszków.

Łukasz Nowak, jeden z założycieli Movement Arena i Gdyńskiej Akademii Parkour

Łukasz Nowak zauważa, że im szybciej dzieci zaczynają trenować, tym lepiej. – Sam zacząłem, gdy miałem 16 czy 17 lat. Kuzyn zabrał mnie na salę. Poznałem chłopaków, poskakałem i zostałem – opowiada. – Zaczynaliśmy jeszcze na GOSiRze. Potem powstał jeden klub, drugi, zaangażowaliśmy się w organizację Trójmiejskiej Ligi Parkour i mistrzostw Polski…

Dziś jest jednym z założycieli Movement Arena i Gdyńskiej Akademii Parkour. Przez GAP przewinęło się około 1000 młodych ludzi, w tej chwili na sali przy ul. 10 lutego regularnie ćwiczy około 70 osób. Od 2018 roku GAP prowadzi zajęcia dla dzieci i młodzieży z obszaru rewitalizacji. W tym czasie w parkourze swoich sił próbowało około 25 osób. Dorastają, zaczynają praktyki zawodowe i mają mniej czasu dla siebie, muszą poświęcić na pracę czy szkołę. Upuszczają więc grupę, ale dołączają kolejne osoby. W tej chwili na ZOH stale trenuje 10 osób w wieku 9-14 lat.

– Jestem zadowolony. Dzieciaki mają różne zainteresowania, każdy inaczej sobie zagospodarowuje czas, nie wszyscy muszą interesować się sportem – podkreśla Łukasz Nowak. – A ten sport nie jest oczywisty. Dzieciaki mają jednak mnie, jest sala, mogą próbować i sprawdzić, czy parkour jest dla nich. Gdy zaczynaliśmy, wiele osób przyszło tylko po to, żeby zobaczyć, co tu się dzieje, ale nie byli zainteresowani udziałem w zajęciach. Teraz czasami też przyjdą popatrzeć, bo koleżanka czy kolega trenuje. I tyle. Przychodząc do nas na treningi młodzi ludzie tworzą relacje, pokonują swoje bariery. Niektórzy są z nami w GAP nawet siedem lat. Wychowują się z tym sportem, w jakiś sposób parkour ich ukierunkowuje. Jeden z zawodników został trenerem: gdy zaczynał miał 11 lat, teraz ma 18 i cały czas z nami trenuje. Parkour jako sport nieoczywisty może sprawić, że trenujący go poczują się dowartościowani, w pewien sposób wyróżnieni. Uczy też cierpliwości: tu nie można się wszystkiego nauczyć w tydzień.

– Warto dać sobie szansę – przekonuje Łukasz Nowak

Łatwiej jest tym, którzy wcześniej mieli kontakt ze sportem. Ktoś, kto nie trenował w ogóle, pierwsze efekty w parkourze zobaczy po roku – dwóch. To czekanie wielu zniechęca.

Jak mówi Łukasz Nowak, trening parkour nie wymaga specjalnych predyspozycji. Każdy rozwija się w swoim tempie. – Dzieci porównują się do siebie, ale staramy się tłumaczyć im, że tu nie ma lepszych i gorszych – podkreśla. – Jeden będzie bardziej skoczny, drugi będzie się bujać na rurkach, a trzeci będzie miał wyobraźnię i będzie wymyślał nowe ruchy. Uczę ich techniki parkoura, ale też świadomości i kontroli swojego ciała. To dla nich baza. Są młodzi i to, czego teraz się nauczą, będą mogli wykorzystać w przyszłości.

Pan Łukasz przekonuje, że warto dać sobie szansę.

– Parkour wydarzył mi się trochę przez przypadek, ale dzięki niemu poznałem wiele osób. Gdyby nie sport, moja ścieżka pewnie potoczyłaby się inaczej – przyznaje. – Teraz prowadzę dwie sale, mam zajęcia z dziećmi, przekazuję im swoją wiedzę. I nadal się uczę. Bo w parkour nie jest tak, że trenuję 15 lat i już wszystko wiem. Człowiek cały czas uczy się nowych ruchów, nabiera doświadczenia. Ten sport jest bardzo młody, stale się rozwija więc obserwujemy, w jakim kierunku zmierza. Gdy zaczynałem, uczyliśmy się parkoura sami, bo nie było kogo podpatrywać. Gdy ktoś ze znajomych chodził na gimnastykę i umiał zrobić salto to nam pokazał – i tyle. A teraz mamy swoją metodykę nauczania. Poziom idzie cały czas do góry, trzeba się stale rozwijać i trenować.

Zajęcia parkour to z jednej strony sposób na usprawnienie młodzieży, z drugiej – na oderwanie od codzienności. – Na osiedlu ZOH mamy nie tylko parkour – zauważa Łukasz Nowak. – Ostatnio coraz częściej, nawet dwa razy w tygodniu, organizujemy wyjazdy do różnych obiektów sportowych. Przy ul. Opata Hackiego 17 mamy siłownię, ale też playstation. Z zawodu jestem kucharzem, zacząłem prowadzić warsztaty kulinarne w Przystani Opata Hackiego 33. Trochę to moich zawodników zaskoczyło, ale cóż… Chcę im pokazać różne możliwości spędzania czasu.

Cykl Twarze pomagania realizowany w ramach zadania „Adaptacja Koncepcji Urban Lab w Gdyni” realizowanego w ramach Programu Operacyjnego Pomoc Techniczna na lata 2014-2020, współfinansowanego ze środków Funduszu Spójności na podstawie umowy o dofinansowanie zadania nr: DPT/BDG-II/POPT/19/19

Zgłoś swój pomysł na miasto!

UrbanLab Gdynia zaczyna nabór do kolejnej edycji Pomysłu na Miasto. Tym razem poszukiwane są rozwiązania w obszarze odpowiedzi na potrzeby uchodźców i osób z doświadczeniem imigranckim, ze szczególnym ukierunkowaniem na potrzeby dzieci i młodzieży.

Pomysł na Miasto to innowacyjne narzędzie partycypacji i tworzenia realnych procesów społecznej zmiany w Gdyni. Zbiera on inicjatywy warte przetestowania i wdrożenia w mieście. Czwarta edycja jest odpowiedzią na sytuację związaną z rosyjską agresją na Ukrainę i pojawienie się w Gdyni uchodźców wojennych. Dzięki skutecznym rozwiązaniom możemy sprawić, że podniesie się jakość ich życia w naszym mieście.

 Gdynia aktywnie włączyła się w pomoc uchodźcom z Ukrainy. Nie tylko samorząd, ale przede wszystkim mieszkanki i mieszkańcy aktywnie włączali się w rozmaite akcje pomocowe. Narodziło się wtedy wiele spontanicznych, ale niezwykle potrzebnych inicjatyw. Dziś jesteśmy bogatsi o nowe doświadczenia. Ta nowa wiedza może sprawić, że poprawimy jakość życia wielu osób, szczególnie tych najmłodszych – mówi Michał Guć, wiceprezydent Gdyni ds. innowacji.

W ramach naboru poszukiwane są pomysły na miejskie mikroinnowacje, które będą czerpały z lokalnych rozwiązań. Szczególnie istotne jest budowanie mechanizmów uwzględniających włączanie osób z doświadczeniem migranckim i uchodźczym w różne wymiary życia miasta. W tej edycji PnM szczególnie poszukiwane będą koncepcje związane z szeroko rozumianą ochroną dzieci i młodzieży w rozmaitych obszarach życia: edukacji, opiece zdrowotnej, czy m.in. adaptacji i integracji. Innowacje mają odpowiadać szczególnie na potrzeby osób, które z powodu działań wojennych znalazły się na terenie naszego kraju.

Pomysły na miejskie mikroinnowacje mogą mieć charakter zarówno doraźny, jak i długoterminowy. Po ocenie zgłoszeń komisja ekspercka wybierze pięć pomysłów, które zostaną skierowane do inkubacji. Łączna kwota przeznaczona na testowanie pomysłów to  200 tysięcy złotych.

Jak złożyć swój pomysł? Zainteresowane osoby powinny wypełnić formularz zgłoszeniowy. Wypełniony wniosek wraz ze zgodą na przetwarzanie danych osobowych należy złożyć osobiście w siedzibie Laboratorium Innowacji Społecznych w Gdyni (ul. Żeromskiego 31) lub w siedzibie UrbanLab Gdynia (al. Zwycięstwa 96/98), bądź przesłać pocztą na adres: Laboratorium Innowacji Społecznych, ul. Żeromskiego 21, 81-346 Gdynia (z dopiskiem “Pomysł na Miasto – zgłoszenie”). Formularz zgłoszeniowy można także przesłać pocztą elektroniczną na adres: urbanlab@lis.gdynia.pl z tytułem wiadomości jak w dopisku na kopercie. Wymagany jest skan podpisanych dokumentów.

Swoje pomysły można zgłaszać do 18 listopada 2022 roku. O ważności formularza decyduje data wpływu.

PnM prowadzony jest ze środków UNICEF w ramach środków wspierających i wzmacniających Gminę Miasta Gdyni w reagowaniu na potrzeby dzieci – uchodźców. Zadanie jest zgodne z głównymi zobowiązaniami UNICEF dotyczącymi dzieci w obliczu działań humanitarnych oraz Planem Działań na rzecz Uchodźców na rok 2022. Działanie wpisuje się w priorytet związany z ochroną dzieci, zdrowiem, edukacją, pomocą społeczną i socjalną oraz adaptacją i integracją.

TWARZE POMAGANIA. BOŻENA ZGLIŃSKA Z SERCEM NA DŁONI DLA SENIORÓW

Bożena Zglińska, dyrektor Centrum Aktywności Seniora//fot. Dawid Linkowski

Seniorzy nazywają ją pieszczotliwie „Słoneczkiem”. Nic dziwnego, Bożena Zglińska, dyrektor gdyńskiego Centrum Aktywności Seniora ma dla nich serce na dłoni. Mimo natłoku obowiązków, zawsze znajdzie dla każdego czas i dobre słowo.

Sympatyczna, uśmiechnięta, życzliwa i… skuteczna. Bożena Zglińska działa na rzecz seniorek i seniorów z Gdyni i świetnie sprawdza się, prowadząc Centrum Aktywności Seniora. Jak sama przyznaje, od zawsze pracuje na rzecz innych, ale dopiero praca z osobami starszymi sprawiła, że w pełni rozwinęła skrzydła. – Seniorzy zawsze byli mi bliscy, zawsze chciałam pomagać ludziom, stwierdziłam, że z osobami starszymi najlepiej się czuję. Może dlatego, że zawsze brałam przykład z mojej babci oraz prababci. Mimo tego, że obie już odeszły, nadal są dla mnie niezwykle ważne, a to czego mnie nauczyły, przydaje się także dziś – mówi Bożena Zglińska i dodaje, że pracowała z różnymi grupami społecznymi, ale to właśnie w tym momencie czuje się zawodowo spełniona. – Całe życie pracowałam z ludźmi, najpierw z dziećmi w wieku przedszkolnym, później długie lata w terenie, czyli międzypokoleniowo. Następnie przez dziesięć lat prowadziłam dzienny dom pomocy społecznej, a później już tak z rozpędu poszło, że zajęłam się Centrum Aktywności Seniora.

Miałam okazję obserwować panią Bożenę w pracy. I zawsze dostrzegałam jej niezwykłe podejście do osób, które odwiedzają Centrum Aktywności Seniora. Tę życzliwość i cierpliwość widzą także seniorzy, którzy na różne sposoby podkreślają, że doceniają pracę dyrektor CAS. – Dają to odczuć – uśmiecha się moja rozmówczyni. – Jest mi zawsze niezwykle miło, gdy w sytuacji formalnej zwracają się do mnie: „pani dyrektor”, ale gdy tylko pojawiam się na zajęciach, albo wspólnych wyjazdach, mówią „o nasza Bożenka, nasze słoneczko”. Czuję wtedy radość i dumę, a ich reakcja to dla mnie bezcenna zapłata za to, co robię dla innych.

Seniorzy z Centrum Aktywności Seniora w Gdyni chętnie wspierają prowadzone tu działania//fot. Dawid Linkowski

Choć w tej pracy nie brak pozytywnych emocji, spotkań i kontaktu z innymi, zdarzają się także bardzo trudne momenty. Nie da się bowiem ukryć, że zżycie się z ludźmi nie ułatwia ostatecznego pożegnania. – Najtrudniej jest, gdy ktoś odchodzi nagle. Widzę go w CAS-ie, albo w terenie, a dzień później dowiaduję się, że ta osoba odeszła. I jeszcze nie mogłam się z nią pożegnać.

Pani Bożena tłumaczy, że zdarza się, że rodzina nie informuje o śmierci bliskiego. – W natłoku emocji, a także przygotowań do pogrzebu, to po prostu umyka. A towarzyszenie w ostatnim pożegnaniu jest dla nas jednak pewnego rodzaju ukojeniem, uspokojeniem emocji. Nasza rozmówczyni dodaje, że niektórych sympatyków Centrum Aktywności Seniora zna od dwóch dekad. – Gdyński Uniwersytet Trzeciego Wieku funkcjonuje od 18 lat, ja pracuję w CAS już 15 lat, a niektórych ludzi znam przecież znacznie dłużej! Więc dla mnie to naprawdę niezwykle trudne. Zawsze w takich momentach zastanawiam się, czy łatwiej przejść przez proces żałoby, mając świadomość, że ktoś odszedł od nas nagle, nie chorował i do końca pozostał aktywny.

Nasza rozmówczyni dodaje również, że wiele ułatwia postawa seniorów. – Starają się łapać każdą chwilę, każdy dzień. Są w tym wieku, że powoli godzą się z nieuchronnością losu. Ale to też sprawia, że czas spędzony z nimi jest niezwykle cenny. Seniorzy są otwarci, nie ukrywają swoich uczuć, mówią o wszystkim otwarcie. Dzięki temu ja też wiem, co sprawia i radość, jakie podjąć działania, a co odpuścić.

W ubiegłym roku CAS obchodził 15-lecie działalności

Seniorzy potrafią odsunąć od siebie te złe emocje. Przychodzą do CAS-u i chcą się tutaj dobrze bawić, naładować pozytywną energią. Część osób szuka tutaj także uwagi. Jesteśmy dla nich takim „mostem nadziei”, tutaj mogą poczuć się wysłuchani. Nasza rozmówczyni wyjaśnia, że lata pracy nauczyły ją także dostrzegać drobne niuanse w zachowaniu osób odwiedzających CAS. – Zdarza się, że osoba jest na pozór radosna i wesoła, ale ja znam ją już tak dobrze, że potrafię wychwycić, że coś jest nie tak. Staram się wtedy zawsze podejść, zainteresować się, zapytać. Czasem nawet te na pozór błahe sprawy dobrze przedyskutować, aby pozbyć się „ciężaru”.

Pani Bożena w pracy nie może narzekać na nudę. Oprócz tego, że koordynuje codzienne działania w CAS, pomaga także w tworzeniu nowych kubów seniora na terenie całego miasta. – Cieszy mnie to, że ludzie chcą, aby tych klubów i miejsc spotkań dla seniorów było jeszcze więcej. Tylko w ubiegłym tygodniu miałam okazję pomagać w opracowaniu programu działań dla nowego koła seniora na Leszczynkach.

Klub dla seniorów z Leszczynek otwarto 13 października br. 

Oprócz tego nadzoruje również działania Gdyńskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku, na którym właśnie rozpoczął się nowy semestr nauki. I chociaż obraz seniorów wciąż się zmienia, te zajęcia nadal cieszą się ogromną popularnością. – Czas płynie, seniorzy poszukują nowych form rozwoju. Są aktywni, dbają o siebie, podążają za trendami. Nie obca jest im technologia, chętnie uczestniczą w zajęciach, na których mogą rozwijać umiejętności w tym zakresie. Starsi ludzie są także coraz bardziej aktywni w Internecie, ale także chętnie uprawiają sporty. To stawia nowe wyzwania także przed nami. Musimy bowiem tak przygotować ofertę, by wciąż była dla nich atrakcyjna – mówi Bożena Zglińska.

Seniorzy nie są tylko konsumentami. Chcą być widoczni, aktywni i potrzebni. – Są otwarci na to, co dzieje się wokół. Budują relacje towarzyskie, angażują się w akcje charytatywne, społeczne. Część osób pomaga nam w prowadzeniu klubów, koordynują spotkania, wykorzystują swoje umiejętności, aby wspierać innych.

Warto podkreślić, że te działania są w mieście bardzo cenione. – Na seniorów zawsze można liczyć. Są słowni i bardzo zaangażowani. Ktokolwiek poprosi ich o pomoc, może liczyć na wsparcie. Często seniorzy robią to także z własnych funduszy.

Bożena Zglińska podczas 15-lecia CAS

Pani Bożena z pracy nie wychodzi niemal… nigdy. – Śmiejemy się czasem z partnerem, że kiedy mamy potrzebę samotnego wyjścia na spacer tylko we dwoje, wybieramy raczej ościenne miejscowości. W Gdyni mamy bowiem mnóstwo znajomych. Seniorzy są też bardzo życzliwi, zawsze witają się z nami na ulicy, zamieniamy słowo – dodaje. – Bardzo się cieszę, że trafiłam właśnie do tego miejsca. To cenne, budować coś z tak wspaniałymi ludźmi dookoła.

Tegoroczna parada z okazji Dnia Seniora

Cykl „Twarze pomagania” powstał w ramach: „Adaptacja Koncepcji UrbanLab w Gdyni” w ramach Programu Operacyjnego Pomoc Techniczna na lata 2014-2020, współfinansowanego ze środków Funduszu Spójności

Twarze Pomagania. „Światłowcy” zmieniają Oksywie

Od kilkunastu lat na Oksywiu działa Stowarzyszenie Społecznej Edukacji  „Non Stop”. „Światłowcy”, bo tak tu o nich mówią, prowadzą placówkę/SPOT, w której – poprzez pracę z dziećmi i młodzieżą – pomagają rodzinom w pokonaniu codziennych trudności. Jednym ze sposobów, w jaki „Światłowcy” działają, jest streetworking. I to o nim mówią bohaterki dzisiejszego odcinka cyklu „Twarze Pomagania”.

Od lewej: Magdalena Węgrzynowska, Izabela Karolewicz, Alicja Wasielewska // fot. Dawid Linkowski
Od lewej: Magdalena Węgrzynowska, Izabela Karolewicz, Alicja Wasielewska // fot. Dawid Linkowski

Magdalena Węgrzynowska jest animatorką i terapeutką. Gdy zaczynała prowadzić działania streetworkingowe, szukała pomysłu i sposobu na to, by skutecznie docierać do dzieci bawiących się na podwórkach, placach zabaw, czasami klatkach schodowych.

– Streetworking to pedagogika ulicy, wychodzenie do środowisk, w których mogą być różne trudności – wyjaśnia. – Dla mnie to trochę takie zarzucenie wędki. Zachęta, by dzieci skorzystały z czegoś fajnego, wzięły dobry przykład, zaangażowały się. Moim celem było sprawić, że dzieci będą chciały przychodzić na zajęcia do SPOT „Światłowcy”, żeby doświadczały jak najwięcej dobrego, żeby rozwijały swoje zainteresowania, żeby współdziałały w grupie i miały z tego satysfakcję.

Pierwsze spotkania z dziećmi i młodzieżą „na streetcie” Magdalena odbyła w stroju clowna. Tak jej podpowiedziała dusza animatorki: że w ten sposób zaciekawi dzieci, że da się zapamiętać, że będzie mogła pozwolić sobie na coś zwariowanego.

Magdalena Węgrzynowska // fot. Dawid Linkowski
Magdalena Węgrzynowska // fot. Dawid Linkowski

– Ale oczywiście zawsze się przedstawiam, rozdaję ulotki na temat streetworkingu i z informacją o SPOT „Światłowcy” – podkreśla. – Gdyby rodzic miał wątpliwości na jakie wydarzenie dziecko jest zapraszane, zawsze może się z nami skontaktować, może do nas przyjść i porozmawiać.

Zresztą, oprócz zajęć dla dzieci są też i takie dla ich rodziców. Było spotkanie dotyczące gospodarowania domowym budżetem, czy „babski wieczór” dla nastolatek. Jak mówią, w SPOT „Światłowcy” organizują wydarzenia, na które młodzi ludzie sami będą chcieli przyjść, bo to, co się dzieje w ramach streetworkingu, oparte jest na zasadzie dobrowolności.

– Nasza praca to animowanie przestrzeni, zapraszanie do udziału w różnych aktywnościach, pokazywanie różnych sposobów zdrowego i ciekawego spędzania czasu – wylicza Izabela Karolewicz, psycholog, socjoterapeuta. – Czasami chodzi tylko o to, że dorosły poświęca dziecku uwagę, chce z nim wspólnie spędzać czas. Dla niektórych dzieci właśnie to jest bardzo ważne.

Streetworking to także sposób na to, by tym, co dzieje się w SPOT „Światłowcy” zainteresować szersze grono – przypomnieć o placówce dzieciom, które bywały tu wcześniej, i zachęcić je do tego, by zostały na dłużej.

Izabela Karolewicz // fot. Dawid Linkowski
Izabela Karolewicz // fot. Dawid Linkowski

– Ale nawet jeśli te dzieci z różnych przyczyn nie zostaną naszymi stałymi podopiecznymi, to dzięki streetworkingowi mamy na nie jakiś wpływ – zwraca uwagę Izabela Karolewicz. – Budujemy nową relację dzieci z dorosłymi. Mają szansę doświadczyć, poznać coś zupełnie innego niż to, czego doświadczają na co dzień. A że odbywa się to poprzez bezpośredni kontakt, w formie zabawy, staje się dla dzieci ważne. I dlatego chętnie do nas przychodzą. Ale nasze działania to nie tylko animowanie, czy zabawianie. Bardzo ważna jest profilaktyka: pokazywanie alternatywnego sposobu spędzania czasu, działania. Czasami to profilaktyka w relacjach, ich budowania.

Z częścią dzieci Magdalena ma regularny kontakt: rodzice przywożą je do SPOT „Światłowcy” określonego dnia o określonej porze; są dzieci które przychodzą prosto z podwórka z pytaniem „mogę być na zajęciach?”; są też dzieci, z którymi rozmawia na Messengerze. Oczywiście, w naturalny sposób dzieci odchodzą i przychodzą.

– Są rzeczy, na które nie mamy wpływu. Czasami, gdy podpytujemy młodzież, dlaczego nie przychodzą do nas na podwórko słyszymy, że mają „inną miejscówkę” – mówi Izabela Karolewicz. –  Gdy młodzi zdecydują się na udział w grupie, pojawia się kontrakt, zasady, systematyczność, ciągłe uświadamianie, że grupę tworzy każdy jej członek i jeśli ktoś opuszcza spotkania, to grupy po prostu nie ma. Udział w grupie wiąże z konsekwencjami – umawiamy się z rodzicami na tę systematyczność, bo mają cel. Określają, co by chcieli, żeby się zmieniło. Ale czasami to rodzice zaniedbują myśląc, że u nas dzieci się tylko bawią. Zapominają, że funkcja zabawy jest ważna, bo to sposób odreagowania, często po całym dniu, ale i przyjemny sposób uczenia się nowych umiejętności.

Dobrowolność udziału sprawia, że oferta SPOT musi być fajna – by dzieci chciały tu wracać lub przyjść po raz pierwszy. Magdalena nawiązała współpracę z Biblioteką Oksywie. To jedno z kilku miejsc, w których można znaleźć „przypominajkę” o „Światłowcach”.

– Takie przypominanie daje efekty, bez przypomnienia dobre chęci nie zawsze wystarczą. Musimy cały czas aktywnie zachęcać dzieci do przychodzenia – podkreśla .

„Światłowcy” działają na Oksywiu – SPOT mieści się w Przystani Śmidowicza 49. Na dziedziniec Przystani przychodzą głównie dzieci mieszkające w sąsiedztwie. Tu mogą korzystać z boiska, siłowni zewnętrznej, ścianki wspinaczkowej, urządzeń do parkour, huśtawek. Tu też mogą nawiązać pierwszy kontakt ze „Światłowcami”.  

– Oksywie Dolne jest dość trudne. Gdy objeżdżałyśmy dzielnice północne okazało się też, że na podwórkach wcale nie było tak dużo dzieci. Place zabaw były puste, więc wchodziłyśmy na klatki schodowe – przyznaje Izabela Karolewicz. – Nie ma tu zbyt wielu budynków mieszkalnych. Do tego domofony… To wszystko nie ułatwia nam pracy.

Ale nie poddają się bo wiedzą, że ich praca jest ważna i że zmienia podopiecznych.

Izabela Karolewicz: – To nie jest tak, że dziecko od razu się z nami umówi, od razu do nas przyjdzie, od razu będzie chciało coś z nami robić. Stopniowo budujemy zaufanie – i z czasem dziecko samo zaczyna szukać, dopytywać. Chętnie przychodzi, chętnie się otwiera, chętnie się przytuli. Dobrze by było, żeby zechciało wejść w regularną współpracę z grupą. Ale czasami pojawia się wyzwanie: jak sprawić, żeby to „bycie na streetcie”, gdzie można więcej, nie było postrzegane jako coś fajniejszego niż bycie na grupie.

Magdalena: – Uczymy dzieci inaczej myśleć i reagować. Czasami ktoś mówi: „rozsypałem cukier, jestem głupi”. Odpowiadam: „jeśli coś rozsypałeś to znaczy, że to rozsypałeś a nie, że jesteś głupi”.

Izabela i Magdalena mówią, że zmiany w dzieciach zachodzą powoli. Są drobne, ale bardzo cieszą. Dziecko nabrało zaufania do dorosłego, nie opuszcza zajęć, zdobywa kolejną umiejętność. Izabela przyznaje, że na przestrzeni lat widziała wiele zmian. Miała kontakt najpierw dziećmi, później już z dorosłymi. Cieszy się z każdego sukcesu.

– Byłam jedną z podopiecznych, a teraz jak pani widzi wypełniam dokumentację – uśmiecha się Alicja Wasielewska wychowawca, socjoterapeuta. – Prowadzę zajęcia w placówce, ale i na streetworkingu, bo każda z nas, w mniejszym lub większym stopniu, ma z nim styczność.

W czasie naszego spotkania Alicja odebrała wiadomość od jednej z dziewczynek z pytaniem, czy mogłaby jej pomóc z lekcjami z matematyki.

Alicja Wasielewska // fot. Dawid Linkowski
Alicja Wasielewska // fot. Dawid Linkowski

– Dobrze że dzieci wiedzą że jest takie miejsce, że mogą przyjść i ktoś im pomoże, ktoś  je wysłucha – podsumowuje Magdalena.

Cykl „Twarze pomagania” powstał w ramach „Adaptacja Koncepcji UrbanLab w Gdyni” w ramach Programu Operacyjnego Pomoc Techniczna na lata 2014-2020, współfinansowanego ze środków Funduszu Spójności.

TWARZE POMAGANIA. STOWARZYSZENIE COOL-AWI”: BO „COOL” ZNACZY „FAJNI”

Historia gdyńskiego Stowarzyszenia „Cool-Awi” zaczęła się od wejścia na Śnieżkę i na nim mogła się skończyć. Magdalena Biegańska przyznaje dziś, że zakładając je nie miała doświadczenia z tego typu organizacjami, a zależało jej na wspólnym wyjeździe w góry… Wyprawa pokazała jednak, że osoby z niepełnosprawnościami chcą być razem, że mają wiele pomysłów i pasji do realizowania. Stowarzyszenie działa więc już szósty rok, a tworzące je osoby mówią, że są jak rodzina. Zapraszamy do niezwykłego świata bohaterów dzisiejszego odcinka cyklu „Twarze Pomagania”.

Rodzina Stowarzyszenia “Cool-awi” // fot. Dawid Linkowski

Pani Julia mieszka w Sztumie. Tak bardzo lubi tańczyć, że na zajęcia terapeutycznego tańca na wózkach przyjeżdża do Gdyni. Pani Marta też tańczy. I prowadzi własnego bloga – do jego założenia przekonali ją przyjaciele ze Stowarzyszenia „Cool-Awi” zauroczeni tym, jak pani Marta pisze. Pani Karolina pięknie rysuje, pani Ola zrobiła dla wszystkich bransoletki, a pani Dominika i jej siostra Patrycja korzystają z każdej okazji, by pójść do teatru.

– Damian, mój syn, ma 27 lat. Szukałam miejsc, w których mógłby spędzać czas i spotykać się w rówieśnikami, robić cokolwiek, dzięki czemu wyjdzie z domu – mówi pani Dorota. – Było bardzo trudno… W końcu zadzwoniłam do Urzędu Miasta, do referatu ds. osób z niepełnosprawnościami, z prośbą o wskazanie jakichkolwiek zajęć, najchętniej sportowych. Damian uprawiał wcześniej sport – wiedziałam, że to w nim wciąż jest i że ma smykałkę. Dowiedziałam się o Stowarzyszeniu „Cool-awi”,  że grają w boccia… Dostałam numer do Magdy Biegańskiej. W czasie rozmowy uprzedziła, że może się nie spodobać, bo to nie jest zbyt energiczna aktywność – ale zaprosiła na zajęcia. I tak już potem jeździliśmy co środę. A że „Cool-awi” się rozwijają, jest coraz więcej zajęć i wyjazdów. Wpisaliśmy się w tę rodzinę na dobre. Czy nas chcą, czy nie chcą – zostajemy.

Magdalena Biegańska, kierownik Referatu ds. Osób z Niepełnosprawnością, w Urzędzie Miasta Gdyni pracuje od 2014 roku. W 2016 zorganizowała dla 10 osób z niepełnosprawnością wyprawę na Śnieżkę.

Magdalena Biegańska // fot. archiwum prywatne

– Myślałam, że największym problemem będą pieniądze – wspomina. – Tymczasem znaleźliśmy sponsorów, ale okazało się, że nie było prawnej możliwości przekazania funduszy. Bo jak – mi do ręki? A kim ja jestem? W ekspresowym tempie założyliśmy więc stowarzyszenie, żeby można było te pieniądze przekazać, ubezpieczyć grupę. Zdobyliśmy Śnieżkę. Nigdy nie miałam do czynienia ze stowarzyszeniami, dla mnie to była czarna magia, więc przed wyjazdem powiedziałam sobie że jak wrócimy, to najwyżej stowarzyszenie się zamknie. Ale była potrzeba i chęć, żebyśmy dalej działali, żebyśmy razem wyjeżdżali i zapraszali kolejne osoby. Stowarzyszenie istnieje już sześć lat, z roku na rok mamy coraz więcej projektów, rozwijamy się.

W góry jechali już jako „Cool-awi”.

– Tę nazwę trochę sama sobie wymyśliłam – przyznaje pani Magda. – Często w rozmowach osób z niepełnosprawnością potocznie pada stwierdzenie, że ktoś jest „kulawy”. Mniej nas to obraża niż „inwalida” czy „niepełnosprawny”. Ale żeby dodać temu słowu dobrego znaczenia, zapisaliśmy je po angielsku. „Cool”, czyli „fajni”.

Dziś stowarzyszenie tworzy 30 osób. Wspiera nie tylko podopiecznych – dorosłe osoby z niepełnosprawnościami, ale też ich rodziny.

Rodzina Stowarzyszenia “Cool-awi” // fot. Dawid Linkowski

Magdalena Biegańska: – Póki osoby z niepełnosprawnością chodzą do szkoły czy studiują, mają zajęcie. Ale gdy kończą naukę, gdy z powodu niepełnosprawności sprzężonej nie mogą pójść na studia, możliwości się kończą, a te osoby są pozamykane w domach. Dla mnie było ważne, żeby je z tych domów powyciągać. Początkowo bardzo stawialiśmy na zajęcia sportowe: miały zachęcić do jakiejkolwiek aktywności fizycznej. Sport daje wiele możliwości, więc do każdego można podejść indywidualnie. Ale z czasem zaczęliśmy też po prostu bywać: w kinie, w teatrze, na koncertach. Chcieliśmy pokazać naszym podopiecznym, że te wydarzenia są także dla nich, że dają radość, bo przecież koncert na żywo to zupełnie inne przeżycie, niż koncert w telewizji. Uczyliśmy się robić zakupy, bo duża część osób nie miała wcześniej takiej okazji. Później zaprosiliśmy na zajęcia taneczne i wyjazdy. W pandemii  organizowaliśmy zajęcia komputerowe, żeby dokształcić się z podstawowych programów. Od dwóch lat mamy spotkania z psychologiem. Zaczęliśmy rehabilitację: każdy z nas może spotykać się z rehabilitantem. Nawiązujemy kontakty z innymi organizacjami, łączymy się, wspólnie coś organizujemy. Nasze stowarzyszenie prowadzi też w Gdyni bezpłatną wypożyczalnię sprzętu rehabilitacyjnego, którą obsługuję w wolnym czasie. Oprócz wypożyczania sprzętu bardzo cenne jest wsparcie zwykłą rozmową mieszkańców, którzy często zmagają się z trudem związanym z wiekiem rodziców, niepełnosprawnością dzieci, śmiercią… Czasami przychodzą do wypożyczalni na ul. Śląską 51 tylko po to, by ze mną porozmawiać, wypłakać emocje. Szukają porady, lub potrzebują, by tylko ktoś ich wysłuchał.

Stowarzyszenie dba też o opiekunów – żeby nauczyli się, jak skutecznie pomagać i jak zajmować się osobą z niepełnosprawnością dbając jednocześnie o własne zdrowie; ale także po to, by opiekunowie mogli odpocząć. Gdy pani Magda prowadzi zajęcia dla osób na wózkach, ich rodzice mają czas dla siebie. Mogą pójść na kawę, do kina, na zakupy.

– Koncentrujemy się na całych rodzinach, kompleksowo. Chcemy, żeby te nasze zajęcia coś im dały, żeby były prawdziwym wsparciem – podkreśla pani Magda. – Mamy tyle spotkań, że czasami brakuje okazji, żeby usiąść i porozmawiać. A to ważne, żeby rodzice mogli zwyczajnie poplotkować, ale też podzielić się problemami, dowiedzieć się, jak ktoś inny poradził sobie w danej sytuacji. Gdy 17 lat temu miałam wypadek myślałam, że jestem jedyną na świecie osobą na wózku, że pożyję jeszcze góra kilka lat…. Ale pojechałam na obóz, zobaczyłam inne osoby z niepełnosprawnościami i zaczęłam myśleć pozytywnie. W stowarzyszeniu jest podobnie. Bo choć każda niepełnosprawność jest inna, każda sytuacja rodzinna jest inna, to jednak pewne dylematy są wspólne. Gdy wyjeżdżamy na dłużej nie mamy już oporów, żeby mówić o swoich potrzebach czy problemach. Nikt na nikogo nie popatrzy jak na dziwaka, bo mierzymy z podobnymi trudnościami. Czy Pani się zastanawia, jak osoba która teoretycznie nie ma chwytu, samodzielnie je? Dla nas to codzienność, każdy ma na to inny patent. Jeżeli przychodzi do nas osoba nowa, to my jej te patenty „sprzedamy”. Nikt nie boi się powiedzieć, z czym ma kłopot – bo każdy z nas to przerabiał.

Czasami więc, by dać sobie okazję do bycia razem, „Cool-awi” idą na pizzę albo do kina. Osoby z niepełnosprawnością często zwyczajnie nie wiedzą, że mogą spotkać się ze znajomymi na przykład w barze. Nie mają towarzystwa rówieśniczego w szkole, nie znają towarzyskiego życia studenckiego. Te wspólne wyjścia mają pokazać, że nie wszystko musi „Cool-awych” omijać, że ich świat nie musi zamykać się w czterech ścianach mieszkania, a kontakty towarzyskie nie muszą ograniczać się do najbliższej rodziny.

Rodzina Stowarzyszenia “Cool-awi” // mat. Stowarzeszenia

– Wcześniej było trochę nudno, teraz moje życie nabrało barw – przyznaje pani Marta. – Zapomniałam, że jestem osobą niepełnosprawną, w ogóle się tak nie czuję. Motywujemy się, jesteśmy otwarci na siebie. Wszyscy są dla mnie wsparciem, dziękuję za to że czytają mojego bloga Kuferek Dobrych Myśli.

Pani Dominika mówi, że dzięki towarzystwu „Cool-awych” otworzyła się.

– Przyszłam do stowarzyszenia żeby spróbować czegoś innego, żeby mieć odskocznię i żeby nie siedzieć w domu. Bo tak jak Magda mówiła, jak się skończy szkołę to nie ma za bardzo gdzie pójść. Bez zainteresowań jest ciężko, zwłaszcza osobie na wózku. – mówi. – Kiedyś byłam nieśmiała. A teraz widzę, że skoro inni mogą, to ja też…

Pani Grażyna opiekuje się synem Hubertem, w Gdyni mieszkają od niedawna.

– Przyszłam do Urzędu Miasta żeby dowiedzieć się, co możemy robić – mówi. – Trafiłam do Magdy. Wstąpiłam do stowarzyszenia i naprawdę jestem zadowolona. Nie jesteśmy skazani tylko na siebie i siedzenie w domu. Tych działań jest tak dużo! Hubert zaczął myśleć pozytywnie. Zmiana środowiska źle na niego wpłynęła. Przeprowadzając się, zostawiliśmy przyjaciół, znajomych. Tu, w Gdyni, oprócz rodziny nie mieliśmy nikogo. Teraz bardzo intensywnie się udzielamy, staramy się być prawie na wszystkich zajęciach. Na twarzy Huberta zawitał uśmiech.

„Cool-awi” powoli wracają do aktywności, jakie mieli przed pandemią. To był czas dla osób z niepełnosprawnościami wyjątkowo trudny.

– Myślę, że osobom zdrowym pandemia pokazała, jak to jest być zamkniętym w domu, gdy trzeba sobie znaleźć zajęcie, zorganizować sobie czas. Całe życie, nie daj Boże… – zastanawia się pani Dorota. I dodaje, że takie przedsięwzięcia i takie stowarzyszenia jak „Cool-awi” są rewelacyjne. Tyle, że jest ich za mało.

Lata aktywności stowarzyszenia to mnóstwo niezwykłych chwil. Ale czy może być inaczej, skoro zaczęli od zdobycia Śnieżki?

– Nasza wyprawa w góry była dużym wysiłkiem dla wolontariuszy. Ale radość jaką widzieliśmy, łzy w oczach – bo przecież każdy się zmagał ze sobą – gdy weszliśmy na górę sprawiła, że nic już się nie liczyło. Ani bolące mięśnie, ani obtarte ręce… – mówi pani Magda.

Dzięki pani Karinie, która prowadzi zajęcia tańca terapeutycznego, „Cool-awi” znaleźli się na widowni „Tańca z Gwiazdami”. Pani Marta zdradza, że najbardziej lubią Stefano Terazzino. Tancerz ma niedługo gościć w Gdyni, przygotowują dla niego specjalną choreografię.

Jeden z występów – taniec na wózkach // mat. Stowarzyszenia “Cool-awi”

Rodziny należące do stowarzyszenia biorą też udział w projekcie fotografki Iwony Wojdowskiej zatytułowanym „Spójrz mi w oczy”. Od kilku lat, w absolutnie niepowtarzalny sposób, fotografuje osoby z niepełnosprawnością i ich bliskich – by zwrócić naszą uwagę na ich niezwykły świat. Od kilku dni piątą odsłonę przedsięwzięcia, pod hasłem „Czułość”, można oglądać w witrynach Centrum Integracja przy ul. Traugutta 2. Pani Grażyna i pani Dorota mówią, że najbardziej w pamięci utkwiła im sesja z czasów pandemii, gdy osoby fotografowane znajdowały się za szybą… To był symbol dotkliwego zamknięcia, o którym wcześniej mówiła pani Dorota.

Lata w stowarzyszeniu to także mocna więź, jaka zrodziła się między wszystkimi zaangażowanymi w „Cool-awych”.

Magdalena Biegańska: – Wiemy, że cokolwiek by się nie działo, to jeśli zadzwonimy do kogokolwiek z nas, zawsze będzie wsparcie i pomoc. Czy to ma związek ze stowarzyszeniem, czy nie, jest pełna mobilizacja, żeby tej drugiej osobie pomóc.

A jak zauważa pani Grażyna świadomość, że człowiek nie jest sam ze swoim bagażem, naprawdę dużo daje.

***
Więcej o stowarzyszeniu Cool-avi:
http://cool-awi.org/
https://www.facebook.com/coolawi.org

Cykl „Twarze pomagania” powstał w ramach „Adaptacja Koncepcji UrbanLab w Gdyni” w ramach Programu Operacyjnego Pomoc Techniczna na lata 2014-2020, współfinansowanego ze środków Funduszu Spójności.

REACHOUT: Warsztaty w UrbanLab Gdynia

Jak wizualizować zmianę klimatu w mieście? Gdynia jest częścią międzynarodowego projektu REACHOUT o adaptacji do zmieniających się warunków klimatycznych. Projekt został dofinansowany z Programu Unii Europejskiej ds. Badań i Innowacji Horyzont 2020, a jego koordynacją zajmuje się UrbanLab Gdynia.

W piątek 30 września w siedzibie gdyńskiego UrbanLabu odbyły się pierwsze stacjonarne warsztaty w ramach projektu. W spotkaniu udział wzięli naukowcy, naukowczynie z trójmiejskich uczelni, badacze i badaczki, a także urzędnicy i urzędniczki.

Zaproszeni goście pochylali się nad testowanym w ramach projektu narzędziem – mapą narracyjną. Zastanawiano się m.in. nad kwestiami związanymi z identyfikacją zagrożeń klimatycznych, które mogą zagrażać Gdyni oraz nad tym, jak je komunikować. Spotkanie poprowadziły członkinie Fundacji Sendzimira: Agnieszka Czachowska, Ewa Janowska oraz Maria Wiśnicka.

Międzynarodowy projekt REACHOUT jest realizowany w Gdyni w ramach programu „Horyzont 2020”. Dotyczy siedmiu dużych europejskich ośrodków miejskich i skupia się na badaniach rezyliencji, czyli odporności na zmiany klimatyczne, poprzez uruchomienie miejskich hubów oferujących swoim odbiorcom narzędzia do adaptacji klimatycznej metodą Triple-A. Realizacja projektu rozpoczęła się październiku 2021 roku i potrwa do marca 2025 roku.

Inicjatywa wspiera rozwój miejski w duchu odporności na zmiany klimatu – przede wszystkim poprzez rozwijanie nowoczesnych usług klimatycznych dla miasta, a sam projekt wpisuje się w działania Unii Europejskiej w sprawie adaptacji do zmian klimatu i osiągnięcia odporności klimatycznej do 2030 roku.

Konsorcjum REACHOUT wypracowuje ścieżki rozwoju miast odpornych na zmiany klimatu. Tłem dla tych działań jest analiza klimatyczna dla siedmiu europejskich ośrodków – Lillestrom (Norwegia), Mediolanu (Włochy), Amsterdamu (Holandia), Logroño (Hiszpania), Cork (Irlandia), Aten (Grecja) i Gdyni – które wspierane będą na drodze do stania się odpornymi, neutralnymi klimatycznie i zdolnymi do adaptacji.

Projekt m.in. da również odpowiedź na pytanie, jak lepiej wykorzystywać wielkie, na bieżąco uaktualniane bazy danych, takie jak unijne Copernicus, GEOSS czy JRC, które wciąż nie są wykorzystywane w pełni w codziennej pracy – podobnie zresztą, jak krajowe czy miejskie dane, których cyrkulacja między ośrodkami odbywa się w ograniczonym stopniu. Ich potencjał jest wciąż duży, a zapobieganie skutkom zmian klimatycznych może być jednym z wymiarów ich wykorzystania.

Projekt REACHOUT uzyskał dofinansowanie z Programu Unii Europejskiej ds. Badań i Innowacji Horyzont 2020 w ramach umowy grantowej  numer 101036599.

Twarze Pomagania. Judyta Bork: „Aktywistą się po prostu jest”

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie Z10_7536-1024x682.jpg
Judyta Bork prowadzi liczne akcje charytatywne i angażuje do działania innych/fot. Dawid Linkowski

Organizacja charytatywnych bazarków, działania na rzecz lokalnej społeczności, włączanie się w akcje pomocowe, a do tego jeszcze wychowywanie dzieci i praca zawodowa – to wszystko obowiązki Judyty Bork, gdynianki, która nie tylko zaraża swoim entuzjazmem, zaangażowaniem i pozytywnym nastawieniem, ale przede wszystkim niesie sporo dobrego.

Judyta pomaga… właściwie od zawsze. – Odkąd sięgam pamięcią, jestem zaangażowana w organizowanie pomocy dla osób w potrzebie – mówi. I dodaje, że zaczynała od wszystkim dobrze znanych ogólnopolskich akcji. W znane nam wszystkim większe inicjatywy o charakterze charytatywnym, tj. WOŚP czy Góra Grosza, włączyłam się w szkole średniej. Po narodzinach syna, który borykał się z niepełnosprawnością, kontynuowałam rolę społecznika, pisałam pisma procesowe, odwołania, organizowałam paczki świąteczne i wyprawki szkolne dla osób, które znajdowały się w kryzysie.

Judyta organizuje dobrze znany w całej Polsce Bazarek charytatywny na rzecz hospicjum. Bazarek działa w mediach społecznościowych i przynosi spektakularne efekty. Na grupie jest ponad osiem tysięcy aktywnych członków, którzy chętnie włączają się w licytację. Zysk trafia bezpośrednio na konto hospicjum. Sama Judyta, choć nie miała wcześniej żadnego doświadczenia w podobnych akcjach, postanowiła spróbować. – Hospicja są dofinansowane do 40 proc. przez NFZ, a niektóre nie mają w ogóle takiego szczęścia i są pozostawione same sobie. Dlatego tak aktywnie działamy z Załogą Bazarku, by nieść pomoc w zaspokajaniu podstawowych potrzeb naszych przyjaciół, podopiecznych hospicjów, z którymi współpracujemy.

Między innymi za aktywną działalność na rzecz hospicjum głosami publiczności została nagrodzona statuetką „Człowieka bez barier 2017” pisma „Integracja”. Podczas odbioru nagrody na gali mówiła, że chciałaby, aby ta nagroda zwróciła uwagę przede wszystkim na problem, którym się zajmuje – niedofinansowanie hospicjów. – Temat nie jest zbyt medialny, trudno się z nim „przebić”, bo przeważnie unikamy rozmów o umieraniu, choć przecież dotyczy ono każdego z nas… – wyjaśniała

Działalność naszej rozmówczyni została doceniona kilkukrotnie – oprócz wspomnianej wyżej, zdobyła również m.in. Nagrodę Publiczności w konkursie na bohatera lub bohaterkę Gdyni. – Najczęściej w moje ręce trafiały nagrody od publiczności. To bardzo motywujące! Dzięki takim wyróżnieniom wiem, że moja praca jest ważna i ma duże znaczenie dla osób, które spotykam na swojej drodze – mówi laureatka i podkreśla, że ludzie, dla których zrobiła wiele dobrego, też są dla niej ogromnym wsparciem. Łatwiej jest realizować dany cel, gdy ma się świadomość, że za plecami stoi tłum ludzi, na których wsparcie można liczyć w każdej sytuacji. Nie czuję się adresatką tych wyróżnień, lecz reprezentantką grupy ludzi, którym przyświeca ten sam cel – pomoc bliźnim.

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie f902431959eeff9cfc47e8fc7fdf3330-683x1024.jpg
Judyta z nagrodą „Człowiek bez barier 2017”, fot. Marta Kuśmierz/Cegiełka/gdynia.pl

Nasza rozmówczyni działa w obszarze, który wiele osób określiłoby jako… trudny. Mało kto chce bowiem rozmawiać o chorobie czy śmierci. Judyta nie ukrywa, że pewne sytuacje wpływają także na nią. – Kilka lat temu borykałam się z bardzo silną depresją. W procesie mojego leczenia ważnym elementem była opieka psychiatry i psychologa, to jednak nie wystarczało, abym mogła wrócić do pełni zdrowia. Może to zabrzmi dziwnie, ale sens życia odnalazłam u boku umierających ludzi.– mówi. – Czas, energia i zaangażowanie, które podarowałam pacjentom hospicjów, ostatecznie postawiły mnie na równe nogi. Pomoc innym, pomogła mi, nie mam zamiaru z tego rezygnować, co więcej, czuję, że mam do spłacenia spory dług wdzięczności. Obszar mojej działalności jest faktycznie trudny, przemijanie i ulotność życia to temat, z którym wiele osób nie może sobie poradzić. Wolontariat na rzecz hospicjum poniekąd oswaja te myśli, i pozwala zaakceptować to, co nieuchronne.

Działania na rzecz hospicjum to jedno. Judyta Bork angażuje do działania sąsiadów oraz mieszkańców Oksywia. W ostatnich miesiącach zmobilizowała wiele osób do włączenia się w akcje pomocowe na rzecz uchodźców z Ukrainy. Jak sama przyznaje, jest z tego powodu dumna. – Czuję przede wszystkim dumę. Przez ponad pół roku Przystań Śmidowicza 49 pełniła funkcję azylu dla obywateli Ukrainy. Naszym Sąsiadom z dzielnic północnych należą się wyrazy wdzięczności, podziękowania i wyrazy uznania dla nich jako społeczności. Skala pomocy, którą podarowali uchodźcom, była potężna i piękna, a ich mobilizacja przerosła nasze najśmielsze oczekiwania. W tym wszystkim znaleźli jeszcze przestrzeń na troskę o nas – pracowników Przystani. To wsparcie było bardzo budujące, zapamiętam je i na pewno będę w sobie pielęgnować.

Dom Sąsiedzki w Przystani Śmidowicza 49 to miejsce, w którym Judyta pracuje zawodowo. – Uważam, że na dzień dzisiejszy jestem w dobrym miejscu. Uwielbiam pracę z ludźmi i dla ludzi. Przystań faktycznie daje mi możliwości i narzędzia do tego, aby taką pracę wykonywać – mówi. Poza tym, pracuję w Domu Sąsiedzkim, czyli najlepszym miejscu dla społecznika – uśmiecha się.

Choć Judyta nie narzeka na brak obowiązków, w wolnych chwilach szydełkuje. Robótki ręczne to moja pasja, terapia i rehabilitacja – takie 3 w 1 – mówi Judyta. I jak na prawdziwą społeczniczkę przystało, swoją pasję też przekuła w coś dobrego. – Poza tym, że dzielę się zdobytymi umiejętnościami, przekazując swoje prace na bazarki charytatywne, cyklicznie spotykam się z mieszkańcami Oksywia w Przystani, po to, by zaszczepić w nich nową pasję, oraz płynące z niej korzyści.

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie Z10_7534-768x1024.jpg
Wielką pasją bohaterki cyklu „Twarze Pomagania” jest szydełkowanie/fot. Dawid Linkowski

Judyta została także autorką znaku rozpoznawczego hospicjum, Hospicjusza, choć jak skromnie przyznaje, była to praca zespołowa. – Trudno powiedzieć, kto tak naprawdę wymyślił Hospicjuszka. To znów praca zespołowa. Nawet jego imię wybieraliśmy w gronie kilkuset osób.

Co ważne, Judyta podkreśla, że dobre postawy warto krzewić już od najmłodszych lat. To dlatego chętnie pokazuje swoim dzieciom, jak zrobić coś dobrego dla innych. – Moje dzieci chętnie angażują się w działania, które wymyśli mama. Organizacja sąsiedzkich pikników, festynów, spotkań dla wolontariuszy hospicjów, pomoc przy promocji projektu dotyczącego placu zabaw na ulicy Arciszewskich – w tych wszystkich inicjatywach mnie wspierają. To ważne, aby młodym ludziom wskazać ważne w życiu wartości. Jedną z nich, jest brak obojętności na krzywdę drugiego człowieka.

Pomimo wielu prowadzonych działań i czasem zmęczenia, Judyta podkreśla: – Aktywistą po prostu się jest, myślę, że to cecha charakteru.

Cykl „Twarze pomagania” powstał w ramach „Adaptacja Koncepcji UrbanLab w Gdyni” w ramach Programu Operacyjnego Pomoc Techniczna na lata 2014-2020, współfinansowanego ze środków Funduszu Spójności.

Twarze Pomagania. „Iskierka” rozgrzewa seniorów z Karwin

Od niemal trzydziestu lat działają na rzecz gdyńskich seniorów. Nie tylko organizują im czas, zachęcają do aktywności, czy pokonywania kolejnych barier, ale przede wszystkim integrują, a niekiedy nawet… łączą w pary. Klub Seniora „Iskierka” to wyjątkowe miejsce na mapie Gdyni, które powstało dzięki zaangażowaniu i pracy wyjątkowych osób.

Spotkanie z okazji Srebrnych Godów klubu. Seniorzy wyjechali do Bieszkowic

– Ten klub to takie moje dziecko – mówi pan Józef Rybka, który od lipca 2003 roku pełnił tam funkcję prezesa. Obecnie pan Józef, jak sam mówi „oddał tę funkcję młodszym”. Sam jednak wciąż angażuje się w działania na rzecz klubu i pełni funkcję wiceprezesa.

„Iskierka” istnieje na mapie Gdyni od 26 maja 1993 roku. Działa przy Spółdzielni Mieszkaniowej „Karwiny”. Pan Józef wspomina, że gdy klub rozpoczynał swoją działalność, on w spółdzielni pracował. – Byłem pracownikiem tego miejsca, ale zdarzało się, że jednego dnia miałem i dyżur w pracy, i później puszczałem muzykę w klubie – uśmiecha się. Nie było to jednak takie proste. I wcale nie dlatego, że trzeba było połączyć obowiązki. Raczej dlatego, że cały sprzęt pan Józef musiał przynieść… z domu.

– O, to nie było takie hop siup. Musiałem to wszystko przynieść, podłączyć, sprawdzić, czy gra. A po wieczorku rozmontować i zabrać – dodaje nasz rozmówca. Ale opłacało się, bo dziś Klub Seniora „Iskierka” to prawdziwa mekka dla fanów potańcówek i dansingów.

Józef Rybka wspiera klub od samego początku. Seniorzy mówią, że jest dobrym duchem tego miejsca//fot. Dawid Linkowski

Nasz klub jest czynny w soboty i jest znany z tego, że u nas jest zawsze wesoło i głośno – mówi pani Grażyna Sekuła, która od kwietnia br. pełni funkcję prezesa „Iskierki”. I rzeczywiście, panuje tutaj iście imprezowy klimat. Co sobotę w klubie spotyka się nawet pięćdziesiąt osób. – A jak ktoś mi usiądzie na kolana, to i pięćdziesiąt jeden się zmieści – śmieje się pan Józef. – Mamy kulę dyskotekową i sprzęt grający. Jest wszystko to, co potrzebne do zorganizowania dobrej zabawy – dodaje Józef Rybka. – A ja wciąż chętnie puszczam muzykę i zabawiam gości!

Nasi seniorzy są bardzo zaangażowani w cotygodniowe sobotnie dancingi. To był ten aspekt, którego bardzo brakowało im podczas pandemii, kiedy klub był zamknięty – wyjaśnia Grażyna Sekuła.

Ale nie tylko dancingi przyciągają seniorów do „Iskierki”. Kluczem, dla którego to miejsce jest tak chętnie odwiedzane, jest rodzinna atmosfera.

– U nas jest jak w domu – mówi pan Józef. – My tu organizujemy urodziny, imieniny, kilka par się tutaj poznało, mamy nawet małżeństwa, które się tutaj w sobie zakochały. I zakochują się wciąż, tworzą się nowe pary.

I choć dziś „Iskierka” tętni życiem, nie zawsze było tak łatwo. – Początki, jak to początki, bywają trudne – uśmiecha się pan Józef. – Jak zaczynaliśmy, to było nas tutaj może ze 30 osób. Żeby pokazać innym, że tutaj działamy, rozwieszaliśmy na słupach ogłoszenia. A jak już ogłoszenia poskutkowały i przyszło więcej osób, to pojawił się nowy problem. Nie mieliśmy szklanek! Trzeba było to wszystko przynieść z domu. A jak już były szklanki, to wody nie było gdzie zagotować i chodziliśmy po sąsiedzku z prośbą – wspomina nasz rozmówca.

Trudno, by atmosfera nie była iście domowa, skoro w „Iskierce” pojawiają się tak zaangażowane osoby. Józef Rybka jest prawdziwym dobrym duchem tego miejsca. – On tutaj wszystko ogarnia, wszystko o tym klubie wie – śmieją się seniorzy, z którymi miałam okazję porozmawiać. I rzeczywiście, pan Józef jest prawdziwą skarbnicą wiedzy o klubie i jego historii.

Uroczystość 25-lecia Klubu Seniora „Iskierka”. Od lewej: Józef Rybka, prezes Klubu Seniora „Iskierka”, Halina Rybka, jego żona, Bożena Zglińska, dyrektor Centrum Aktywności Seniora w Gdyni, Michał Guć, wiceprezydent Gdyni

Teraz funkcję prezesa przejęła pani Grażyna Sekuła. – Kocham ludzi w starszym wieku, lubię im pomagać, organizować dla nich wydarzenia. Do naszego klubu przychodzą niesamowite osoby, a każda zostawia tutaj cząstkę siebie.

Pani Grażyna wcześniej pracowała w domu opieki przy ulicy generała Maczka. Teraz stara się pokazać seniorom, że można aktywnie spędzać czas. – Bardzo staramy się robić wszystko, co pozwoli mieszkankom i mieszkańcom na integrację. Wyjazdy, wycieczki, grzybobrania, czy dancingi co sobotę to tylko część rzeczy, które proponujemy naszym seniorom.

Grażyna Sekuła (pierwsza z lewej) od kwietnia br. szefuje „Iskierce”

Nasza rozmówczyni wyjaśnia, że seniorzy bardzo lubią zorganizowane wspólne wycieczki. – Tylko ostatnio odwiedziliśmy Piaśnicę, Robakowo, czy Tuchomek.

Klub Seniora „Iskierka” w przyszłym roku będzie obchodził swoje 30-lecie. – Planujemy duże wydarzenie w maju. Powoli zabieramy się za organizację, wybieramy zaproszenia. Chcielibyśmy wyjechać do Tuchomka, ale przed nami jeszcze sporo pracy.

Planowanie tak dużej imprezy jest z pewnością miłą odskocznią od myślenia o ograniczeniach, których w ostatnim czasie nie brakowało. Te związane pandemią koronawirusa i obostrzeniami wpłynęły także na funkcjonowanie Klubu Seniora z Karwin. – To widać, że seniorom i seniorkom brakowało tych codziennych spotkań, obecności, rozmów. Po ściągnięciu obostrzeń klub się otworzył, ale wciąż się rozkręcamy. Mogę jednak powiedzieć, że to, że seniorzy za sobą tęsknili rzeczywiście widać.

Pan Józef dodaje, że w „Iskierce” spotykają się nie tylko seniorzy z Karwin. Przyjeżdżają tutaj osoby z całej Gdyni. – U nas jest po prostu najlepiej! – dodaje mężczyzna.

Klub Seniora „Iskierka” znajduje się w Gdyni przy ulicy Korzennej 15. Jest czynny w soboty od godziny 16. Klub można znaleźć także wirtualnie. „Iskierka” ma swój własny profil na Facebooku.

Cykl „Twarze pomagania” powstał w ramach: „Adaptacja Koncepcji UrbanLab w Gdyni” w ramach Programu Operacyjnego Pomoc Techniczna na lata 2014-2020, współfinansowanego ze środków Funduszu Spójności

Droga Użytkowniczko, Drogi Użytkowniku portalu internetowego www.urbanlab.gdynia.pl

Uprzejmie informujemy, że od 25 maja 2018 r. obowiązuje tzw. RODO, czyli Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE.

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych.

Szczegółowe zapisy znajdziesz w Polityka prywatności i wykorzystania plików cookies portalu internetowego www.urbanlab.gdynia.pl. Jednocześnie informujemy, że Państwa dane są przetwarzane w sposób bezpieczny, z należytą starannością i zgodnie z obowiązującymi przepisami.