URBAN CAFE

To miejsce spotkań. Miejsce, gdzie wiedza specjalistów łączy się z zaangażowaniem uczestników, motywacja ściga się z inspiracją, a praktyczne rozwiązania i niebanalne pomysły stają się rzeczywistością.

Łąki kwietne a sprawa polska
Jak przejąć kontrolę nad przypadkiem?
Zielone miasto
Tarapaty kooperatyw mieszkaniowych
Listopad w UrbanCafe !
Już październik! Nowy miesiąc i nowe wydarzenia!
Kalendarz na wrzesień już jest!
Sprawdź, jakie wydarzenia czekają na Ciebie w sierpniu!
Wydarzenia w lipcu w UrbanCafe
UrbanCafe w 2019

Łąki kwietne a sprawa polska

Co roku wchodzimy na wyższy poziom świadomości w kwestii tworzenia łąk kwietnych w naszych miastach. Z jednej strony wszystko wydaje się być jasne i przekonujące. Łąki kwietne są dobre dla naszych miast. Przywracają bioróżnorodność, pomagają w magazynowaniu wody, ochładzają miejskie wyspy ciepła, stanowią idealne miejsca pracy dla wszystkich owadów zapylających, pomagają oszczędzać publiczne pieniądze, nie wymagają stosowania środków chemicznych, a na dodatek potrafią ograniczyć smog. Ale sprawa nie jest taka prosta. W ramach działań Urban Lab i cyklu wydarzeń Urban Cafe pt. „Żyj dobrze w mieście” dyskutowali o tym Agnieszka Hubeny-Żukowska z Pracowni Sztuki Ogrodowej, Maciej Podyma z Fundacji Łąka oraz Beata Sągin z Biura Ogrodnika Miasta Gdyni i prowadząca debatę Magdalena Dębn-a z gdyńskiego UrbanLab.

Mało kto wie, ale z powodu dzisiejszego monokulturowego rolnictwa to właśnie miasta stają się enklawami bioróżnorodności. Mówił o tym wprost w trakcie dyskusji Maciej Podyma: „na polach mamy ogromne tereny o wielkości odpowiadającej nawet 400-500 boiskom piłkarskim, zasiewane jedną rośliną. Jej okres kwitnienia to tydzień, góra dwa tygodnie. Po jego zakończeniu, na olbrzymiej przestrzeni nie mamy innego źródła pyłków, które stają się źródłem pożywienia dla roślin zapylaczy. Do tego dochodzi jeszcze masowe stosowanie chemii”. Efektem takich działań na terenach wiejskich jest migracja zwierząt do miast, gdzie o dziwo – potencjalnych źródeł pokarmów potrafi być o wiele więcej. Sadząc w mieście łąki kwietne, tworzymy więc nowe przestrzenie dla rozwoju natury. Jednocześnie jednak kwestii łąk kwietnych towarzyszy szereg wątpliwości. Część z nich utrudnia ich rozpowszechnianie. Inne pokazują, jak skomplikowanym tematem może być kilka metrów kwadratowych łąki i jakie drzemią w nich potencjalne konflikty.

Czy łąki zawsze są piękne?

Na jedną z kluczowych wątpliwości zwróciła uwagę Beata Sągin. Jej zdaniem, mieszkańcy mają mylne wyobrażenie o estetyce łąk kwietnych i zapominają, że rośliny mają swój cykl życia. Nie zawsze to, co funkcjonalne i pożyteczne, musi być również estetyczne. „Problem wynika z pokazywania samych sukcesów” – wyjaśniała Agnieszka Hubeny-Żukowska. „Na zdjęciach łąki kwietne zawsze są kolorowe i pełne życia. Momentów słabszych, gdy rośliny więdną, nie pokazujemy równie często. Dlatego ludziom wydaje się, że łąki kwietne są śliczne przez cały rok”.

Do współodpowiedzialności za taki stan rzeczy w zasadzie od razu przyznał się Maciej Podyma. „Rzeczywiście kusiliśmy i przekonywaliśmy do koncepcji łąk kwietnych za pomocą zdjęć przedstawiających je w pełni ich rozkwitu. Wynika to z tego, że nie mieściło się nam w głowie, że ktoś może nie mieć świadomości, że rośliny przekwitają”. A problem estetyki tylko pozornie jest błahy i w istocie dotyczy tematów znacznie bardziej skomplikowanych. Wygląd łąk kwietnych jest pochodną wielu strategicznych decyzji, na które wpływ mają oczekiwanie zamawiającego i warunki, w których ma funkcjonować dana łąka kwietna. Trzeba też uwzględnić perspektywę patrzenia na dopuszczalność stosowania nierodzimych gatunków roślin.

Łąka kwietna to wieczny eksperyment

„Łąka, o której rozmawiamy, nie jest stanem dzikim, występującym naturalnie. Nawet poza miastem musimy o łąki dbać. Gdy tego zaprzestaniemy, łąki szybko zarosną chwastami” – przekonywał Maciej Podyma. Beata Sągin, korzystając z perspektywy miejskich ogrodników, zwracała z kolei uwagę na ilość pracy, jaką trzeba włożyć w prawidłowe utrzymanie łąk kwietnych: „To nie jest tak, że wystarczy tylko zasiać i nie kosić. Jest wiele zmiennych, które wpływają na wygląd i stan łąki. Oczywiście, możemy się nimi nie przejmować, gdy zależy nam na łące jednorocznej. Tylko że to droższe i mniej ekologiczne rozwiązanie niż w przypadku łąk wieloletnich”. Dla miast i społeczności, które zdecydują się na stosowanie łąk wieloletnich, Agnieszka Hubeny-Żukowska miała jedną ważną radę – zaangażowanie osób, które stale będą monitorować stan miejskich łąk i reagować na zmieniające się warunki ich rozwoju. „Łąka kwietna to wieczny eksperyment. Ze względu na pogodę i temperaturę dużo może się zmienić. Już w tym roku widzieliśmy spore anomalie pogodowe, które sprawiają, że rośliny szaleją. Taka sytuacja sprawia, że musimy cały czas dostosowywać sposoby, za pomocą których dbamy o tę roślinność. Wielu rzeczy nie da się przy tym tak łatwo zaplanować” – wyjaśniała.

Jednocześnie wiele zabiegów, których wymagają łąki kwietne, może budzić zdumienie mieszkańców. Najbardziej jest to widoczne na przykładzie koszenia. Rozmówcy zgodnie opowiadali, że w Polsce łąki kosi się najwyżej dwa razy – na przełomie wiosny i lata oraz przed zimą. Tymczasem drugie koszenie jest – z punktu widzenia ekologii – niepotrzebne. Oba jednak potrafią budzić kontrowersje. „Nasze łąki kosimy w czerwcu, gdy jeszcze wiele roślin pięknie kwitnie. Ludzie się wtedy burzą, bo przecież dla nich to niszczenie kwiatów. Tymczasem musimy je ściąć, aby łąka mogła ponownie zakwitnąć” – mówiła Beata Sągin. Wtórował jej Maciej Podyma, opowiadając z kolei o kontrowersjach, z jakimi spotkała się decyzja krakowskiego ratusza o niekoszeniu łąk kwietnych przed zimą: „Od razu pojawiły się głosy i pytania, bo dla wielu osób wyglądało to zupełnie nieestetycznie”. Taki nieskoszony trawnik rzeczywiście nie wygląda najlepiej, ale wciąż ma swoją rolę do odegrania. Współzałożyciel Fundacji Łąka przyznaje jednocześnie, że po wielu latach pracy nad upowszechnianiem łąk, cieszą się one dużą przychylnością lokalnych społeczności. Wspomina, że na początku działań swojej fundacji proporcje zwolenników i przeciwników można było szacować pół na pół. Dziś – jego zdaniem – aż 90 procent ludzi przyjmuje łąki kwietne z zadowoleniem.

Łąka zakorzenia się w naszej mentalności

Ciekawe są też przemiany naszej miejskiej mentalności i związane z nimi nowe wyobrażenia o estetycznie zagospodarowanej przestrzeni publicznej. Uczestnicy dyskusji zwracali na przykład uwagę na fakt, jak bardzo zmieniło się postrzeganie trawnika. Kiedyś był to podstawowy pomysł na uzupełnienie zielonych przestrzeni pomiędzy drzewami i krzewami: „Zwolennicy trawników mają w głowach obraz idealnego zielonego dywanu, który jest wiecznie zielony, równo przystrzyżony i po prostu piękny. W europejskich warunkach trudno jednak o wyhodowanie takiego trawnika bez stosowania drogich i częstych zabiegów pielęgnacyjnych. Nie obędzie się także bez stosowania chemii, co jest szkodliwe dla środowiska” – mówił Maciej Podyma. W wywiadzie udzielonym w 2014 r. „Magazynowi Miasta”, Sławomir Sendzielski, miejski ogrodnik i aktywista, zwracał uwagę na jeszcze jedną przyczynę popularności trawników: „Po 1989 roku, wraz ze wzrostem wpływów do miejskich budżetów, dążono do uporządkowania roślinności w miastach – inspirowaliśmy się niemieckimi czy brytyjskimi krótko przystrzyżonymi trawnikami. Odpowiednio przycięte krzewy były czymś, co większość urzędników uznawała za racjonalne rozwiązanie kwestii miejskiej roślinności. Brak takich interwencji postrzegany był w kategoriach tolerowania chaosu i nieporządku”.

Dzisiaj o trawniku nie myśli się już tak jednoznacznie. Ludzie zaczynają dostrzegać, że właściwa pielęgnacja trawników wymaga częstego koszenia (nawet 5-8 razy w sezonie), co przekłada się zarówno na koszty, jak i na stan ekologii. Wykoszony trawnik łatwo się przesusza i wówczas przestaje pełnić jakiekolwiek funkcje. Estetyka takiego rozwiązania również pozostawia wiele do życzenia. Piękne i tanie łąki kwietne z łatwością wygrywają z drogimi w utrzymaniu lub tanimi, ale nieestetycznymi trawnikami.

Dyskusja pokazała jednak, że estetyka łąk kwietnych może być bardzo krótkotrwała. Czy w związku z tym nie pojawia się obawa, że zainteresowanie i powszechna dla nich aprobata może okazać się równie chwilowa?

Sorry, taki mamy mikroklimat

Beata Sągin uważa, że temat łąk kwietnych jest łatwy i prosty tylko wtedy, gdy niczego po nich nie oczekujemy. Schody zaczynają się wówczas, gdy istotnym elementem ich oceny staje się właśnie estetyka: „W Gdyni zdecydowaliśmy, że na dane ulice wprowadzamy określony zestaw kolorów kwiatów. Na al. Zwycięstwa miały to być kolory biały, różowy i niebieski. Chcieliśmy przez to podnieść jakość tych przestrzeni i nadać im nadzwyczajnego charakteru” – opowiadała. A estetyka nie jest problemem drugorzędnym. O badaniach nad znaczeniem estetycznego postrzegania łąk kwietnych na całym świecie opowiadała Agnieszka Hubeny-Żukowska. Jej zdaniem, dla większości mieszkańców sensowność łąki kwietnej w dużej mierze oceniana jest przez pryzmat tego, co jest bardziej estetyczne. „My mamy tu oczywiście bardziej proekologiczne nastawienie. Ale badania z Wielkiej Brytanii pokazują, że łąki kwietne bardziej się podobają, gdy są kolorowe. Wiemy już, że kwitnienie ma swój moment WOW, a potem całość wygląda już znacznie gorzej. Dlatego na całym świecie prowadzi się próby wydłużenia okresu kwitnienia” – dodała właścicielka Pracowni Sztuki Ogrodowej.

Działania mające na celu przedłużenie okresu WOW, polegają obecnie głównie na zastosowaniu roślin, które nie występują w Polsce naturalnie. I tu otwiera się kolejna oś sporu. Dla wielu polskich ekologów zastosowanie nierodzimych gatunków roślin jest działaniem na szkodę środowiska naturalnego. Wiosną 2014 r. ruszył nawet specjalny projekt odnowy nadwiślańskich łąk zalewowych w Warszawie, którego jednym z celów była eliminacja gatunków roślin inwazyjnych i przywrócenie rodzimej biosfery.

Istnienie takiego konfliktu potwierdził Maciej Podyma, przyznając, że jego Fundacja była mocno krytykowana za sadzenie jednorocznych roślin nierodzimych. Jego zdaniem istnieje mocny nacisk środowisk naukowych na korzystanie tylko z roślin naturalnie występujących w kraju. Tymczasem, według Podymy, „mieszkańcy chcą czegoś zupełnie innego. I można to pogodzić tylko w wyjątkowych sytuacjach. Trzeba więc podjąć decyzję, co jest naszym priorytetem. Albo musimy edukować mieszkańców i przekonywać ich, że piękne kolorowe kwiaty to tylko jedna z zalet łąk kwietnych, albo przekonywać profesjonalistów i środowiska naukowe do większej akceptacji stosowania innych, niż tylko rodzime, roślin”.

W sukurs temu stanowisko przyszła również Agnieszka Hubeny-Żukowska. Obaliła przy tym argument, według którego zastosowanie rodzimych gatunków roślin wynika ze specyfiki lokalnych owadów zapylaczy: „Ostatnie badania pokazują, że zapylaczom jest w sumie obojętne, co zapylają. Chodzi o pyłek. Tymczasem nasz klimat się zmienia. My tego nie zatrzymamy i zaraz się okaże, że nasze rodzime rośliny za chwilę wcale nie będą już takie rodzime”. Prelegentka zwróciła uwagę, że podobna tendencja istnieje w wielu krajach europejskich. Szczególnie Wielkiej Brytanii, w której potrzebę zapewnienia spektakularnego wyglądu łąk kwietnych udało się uzyskać tylko dzięki zastosowaniu roślin właśnie z innych krajów. „Tam, gdzie ważna jest długotrwała estetyka, ogrodnicy zaczynają posiłkować się nierodzimymi roślinami. Jest to po części efekt miejskich wysp ciepła, które sprawiają, że powstaje nowy mikroklimat. Dzięki temu mamy możliwość dobrania gatunków w ten sposób, aby kwitnienie następowało już od wczesnej wiosny aż do późnej jesieni” dodała Hubeny-Żukowska. Beata Sągin podkreśliła przy tym, że z pomocą przychodzą byliny, które mogą pomóc w uzyskaniu spektakularnego wyglądu jesienno-zimowego.

Bez edukacji nie pójdziemy dalej

Im dalej w łąki, tym więcej kwiatów. Lipcowa dyskusja w Urban Cafe pokazała, że sprawa, która dla przeciętnego Kowalskiego jest pozornie bardzo prosta, ma swoje wielowątkowe komplikacje. Jej prelegenci pomagali jednak w nabraniu przekonania, że w istocie głównym adresatem pracy nad łąkami kwietnymi są sami mieszkańcy. To od ich akceptacji tego rozwiązania zależy przyszłość tego typu zagospodarowania przestrzeni wspólnej. Przedstawicielka Biura Ogrodnika Miasta Gdyni zauważyła, że w Gdyni łąki kwietne zyskują coraz więcej zwolenników i już zgłaszają się do urzędu kolejne wspólnoty mieszkaniowe z pomysłami na zakładanie własnych łąk. Popularność tego rozwiązania przekłada się też na inne proekologiczne metody dbania o miejską zieleń, jak np. niekoszenie trawników.

Agnieszka Hubeny-Żukowska zauważyła z kolei, że mieszkańcy naszych miast bardziej potrzebują łąk kwietnych, niż im się obecnie wydaje. Jej zdaniem, łąki kwietne dają często unikatową możliwość kontaktu z naturą. Wielu mieszczuchów może dzięki nim zobaczyć zachowanie pszczół i przekonać się, że nie stanowią one zagrożenia dla ludzi. Tego typu okazje są według niej bardzo ważne, bo uwrażliwiają nas na kondycję całego ekosystemu. Istotne jest więc – jej zdaniem – również dalsze inwestowanie w łąki kwietne i włączenie w ten proces szkół i przedszkoli.

Na samym początku debaty Maciej Podyma powiedział coś, o czym warto pamiętać na samym końcu. Działania Fundacji Łąka przyniosły tak spektakularny sukces w promocji koncepcji łąk kwietnych, nie tylko z powodu działań komunikacyjnych i promocyjnych, ale również dzięki przyczynieniu się do rozwoju dostępności nasion i popularyzacji rozwiązań prawnych związanych z prowadzeniem takich hodowli. A bez tego każdy dobry pomysł na stworzenie łąk kwietnych mógłby zwiędnąć niezwykle szybko. Skoro więc wszystko gotowe, warto dorzucać do ognia i dalej promować tę nową formę zieleni w polskich miastach.

autor: Magazyn Miasta

Zobacz dyskusję „Łąki kwietne w mieście”!

Dyskusja odbyła się 29.07.2020 online w ramach cyklu wydarzeń Urban Cafe pt. „Żyj dobrze w mieście”, w którym poruszane są kwestie otaczającej nas przestrzeni, jako część zadania  „Adaptacja Koncepcji UrbanLab w Gdyni”, w ramach Programu Operacyjnego Pomoc Techniczna na lata 2014-2020, współfinansowanego ze środków Funduszu Spójności

Jak przejąć kontrolę nad przypadkiem?

           Jaką rolę pełni projektant w procesie powstawania miejsca? Czy ktoś w ogóle odpowiedzialny jest za jego jakość, czy też rządzi nią w Polsce tylko przypadek? I jak trafić w sedno potrzeb ludzi, starając się stworzyć dobrą przestrzeń publiczną? W ramach działań Urban Lab i cyklu wydarzeń Urban Cafe pt. „Żyj dobrze w mieście” dyskutowali o tym Barbara Marchwicka, Pełnomocniczka prezydenta miasta Gdyni ds przestrzeni publicznej, Paweł Jaworski, filozof i urbanista, założyciel Experimental Urbanism, i Łukasz Pancewicz, architekt, założyciel A2P2 Architecture & planning. Dyskusję prowadziła Agnieszka Jurecka-Fryzowska z gdyńskiego Laboratorium Innowacji Społecznych.

            Czym jest dobra przestrzeń publiczna? Jak definiujemy jej jakość? – pytała na początku dyskusji Agnieszka Jurecka-Fryzowska. Na dobry początek namysłu więc pytanie: kiedy w ogóle pada w procesach miejskich termin „jakość przestrzeni”? Według Pawła Jaworskiego słyszymy o nim, kiedy ktoś próbuje przeciwstawić się perspektywie i aspektom ilościowym albo szuka cechy przestrzeni nadbudowanej nad nimi. Pojęcie to pojawia się też, gdy w rozmowie o mieście skupiamy się na aspektach psychologicznych  i gdy w namyśle pojawia się odbiorca, jego relacja z otoczeniem i jego odczucia względem niego. O jakości przestrzeni mówi się przy tym, według niego, w perspektywie społecznej. Kiedy refleksji poddawana jest relacja miejsc i grupy ich użytkowników, da się rozmawiać o reakcjach ludzi na przestrzeń, badać je, opisać i tym samym zaczynają być treścią kultury. W podejściu tym pojawia się zatem cały wachlarz pojęć takich jak użyteczność czy funkcjonalność przestrzeni i odniesienie rozwiązań projektowych do potrzeb indywidualnych i społecznych. W tym sensie wysoka jakość przestrzeni publicznej bierze się według Jaworskiego z wyjątkowych walorów użytkowych miejsca w oczach społeczności, która z niej korzysta i powinna być przedmiotem społecznej dyskusji.

            Zgadza się z nim Łukasz Pancewicz, który podkreśla, że pojęcie jakości przestrzeni jest osadzone w kontekście społecznym i użytkowym i wynika z relacji użytkowników z poszczególnymi miejscami. Przypomina, że Project for Public Spaces, kultowa już amerykańska organizacja pracująca nad rozwojem przestrzeni publicznych, podkreśla, że należą do nich nie tylko place, skwery i inne miejsca pokazywane w książkach architektonicznych. Przestrzenie publiczne to według PPS generalnie miejsca wspólne, o których jakości decyduje liczba osób korzystających z nich. Społeczne użytkowanie tych miejsc jest więc głównym kryterium mówiącym o ich jakości. Oczywiście, jak zaznacza Pancewicz, istnieją też inne kryteria oceny używane przez m.in. projektantów, takie jak stosowanie różnego rodzaju rozwiązań w obszarze materiałów wykończeniowych, dostosowanie projektu do potrzeb ludzi w różnym wieku, o różnym stopniu mobilności, kwestie bezpieczeństwa czy różne inne metody ilościowe oceniające dostosowanie do potrzeb użytkownika. Ale najważniejszy jest, według niego, właśnie kontekst funkcjonowania społecznego.

Barbara Marchwicka zaznacza natomiast, że kluczowy jest oczywiście wymiar użytkownika, którego nie należy utożsamiać z opinią publiczną. Podkreśla, że w rozmowie o jakości przestrzeni łatwo wpaść w pułapkę emocji podyktowanych kwestiami powierzchownymi, które poróżniają ludzi, takimi jak estetyka, dobór materiałów czy spór o przynależność – warstwę symboliczną przestrzeni publicznej. Na szczęście w debacie o projektowaniu pojawiają się składowe zobiektywizowane, takie jak bardzo już powszechna rozmowa dotycząca zapewnienia dostępności miejsca dla osób o różnym stopniu sprawności. Mało miejsca pozostawia się natomiast kwestiom kluczowym: poczuciu bezpieczeństwa czy funkcjonalności. Zobiektywizowaniu tych ostatnich służą narzędzia zaczerpnięte z projektowania zorientowanego na użytkownika, takie jak właściwe zdefiniowanie konkretnego odbiorcy, poznanie jego potrzeb, nazwanie potrzeb sprzecznych, ale też właściwe definiowanie konfliktów interesów i praca z nimi. W ocenie jakości przestrzeni publicznej ważne są dla niej przede wszystkim kwestie wywodzące się z tych właśnie porządków, mierzalne wartości, takie jak poziom hałasu, odbiór społeczny bezdomności, wykluczenia i stygmatyzacji, zawłaszczenie przestrzeni publicznej przez określoną grupę społeczną czy istnienie zjawisk takich jak wandalizm i przemoc. Są to, w jej opinii, zagadnienia, którym wciąż, w kontekście jakości, poświęca się zdecydowanie za mało uwagi.

Bezcenna rola błędu

            O jakości przestrzeni publicznej decyduje więc stopień zaangażowania w jej życie różnych użytkowników i relacji nawiązujących się w jej obrębie. Teoretycznie proste. Skąd w takim razie bierze się tak wiele polskich miejsc zaprojektowanych źle?

Paweł Jaworski twierdzi, że głównym problemem jest edukacja architektoniczna. Młodzi architekci nie uczą się o błędach, na studiach zgłębiają tylko sukcesy. Projektanci nie wiedzą więc, dlaczego inni popełniają błędy i kiedy można je popełnić. Nie prowadzą namysłu na temat procesu projektowego. Oswajani są za to z projektowaniem monumentalnym, pracą na wysoki połysk, w której wszystko musi być potencjalnie ikoną. A to w  urbanistyce jest zupełnie błędnym podejściem, które odbiera jej moc sprawczą. Nakierowanie na estetyczno-wizualny kontekst projektowania sprawia, że dużo ważnych kwestii po prostu architektom ucieka.

Kolejnym wyzwaniem jest kwestia badania zachowań użytkowników przestrzeni. Rozwój tej praktyki, jako osobnej dziedziny z narzędziami, metodami i refleksją, według Jaworskiego miał miejsce dopiero w ostatnich latach i wszedł do urbanistyki niejako tylnymi drzwiami. Nie wynikał więc z uświadomionej wiedzy projektowej. Do tego, jak zaznacza Jaworski, dochodzi proza życia i fakt, że za aspekty inne niż wyciskanie metrów kwadratowych projektów rzadko ktoś dziś chce zapłacić, podobnie jak za wysiłek wkładany w badania nad użytecznością konkretnych miejsc i prace z nim związane. Często więc to przypadek decyduje o pojawieniu się wysokiej jakości przestrzeni publicznej.

            Rola błędu i otwartości na pracę z nim ma też duże znaczenie na poziomie systemowego podejścia do tworzenia wysokiej jakości przestrzeni publicznych. Barbara Marchwicka, pełnomocniczka prezydenta miasta Gdyni ds przestrzeni publicznych, pierwotnie powołana miała być na stanowisko pełnomocniczki prezydenta miasta Gdyni ds pieszych, równoważącej pracę pełnomocnika rowerowego i lobby samochodowego. Proces ten dobrze ilustruje błędne podejście, nietrafioną wrażliwość wielu samorządów względem użytkowników przestrzeni miejskich. Marchwicka nie chciała być głosem jednej grupy użytkowników, bo perspektywa użytkowników przestrzeni, ograniczona do perspektywy kierowców, rowerzystów i pieszych, jest według niej zbyt skromna. Opinię tę budowała latami, bazując m.in. na czterech latach pracy nad procesami rewitalizacji. Użytkownicy w procesie planowania i realizacji inwestycji w przestrzeniach publicznych to, według niej, ogromny zbiór interesariuszy, od zwierząt przez ludzi po instytucje, wydziały urzędu miasta, jednostki miejskie utrzymujące przestrzeń, administracje budynków prywatnych, właścicieli terenu, przedsiębiorców, klientów usług, po lokalną społeczność, kierowców, pieszych i rowerzystów. Według Barbary Marchwickiej, system powinien być więc otwarty na dialog i pracę nad diagnozą potrzeb z tymi wszystkimi użytkownikami. Dzięki temu projektanci, w momencie przystępowania do pracy, mogą mieć pewną diagnozę na talerzu, co może przyczynić się do minimalizowania możliwości pojawienia się błędu w projektowaniu miejsc publicznych i niskiej jakości przestrzeni, niewykorzystywanej przez lokalną społeczność.

Jest to tym ważniejsze, że – jak podkreśla Łukasz Pancewicz – wielu projektantów nie jest szkolonych w narzędziach badawczych. Wspomina, że szokujące było dla niego odkrycie, że w architekturze projektowanie wszystkiego, poza kubaturą, traktowane jest jak zadanie drugiego sortu. A kluczowy jest tu według niego fakt, że projektowanie przestrzeni publicznych jest bardzo holistycznym zadaniem. Na końcowy efekt składa się wachlarz elementów i sprawny projektant musi też o tym wiedzieć. Jedną rzeczą są dyskusje z użytkownikami, a inną setki decyzji podejmowanych przez innych projektantów – urzędników kosztorysujących inwestycje, rozgrywających przetargi, budowniczych czy polityków, którzy chcą często ugrać swoje na przecinaniu wstęgi i nie zawsze kluczowe są dla nich potrzeby mieszkańców.

            Czy więc projektant ma w ogóle szansę zabrać ważny głos na temat charakteru miejsca, nad którym pracuje, czy architekturą przestrzeni publicznych rządzą politycy władający miastem? Paweł Jaworski podkreśla, że pod hasłem urbanistyka w języku polskim kryje się planowanie i projektowanie. Zaznacza, że ludzie po studiach architektonicznych zajmują się zazwyczaj projektowaniem urbanistycznym, czyli projektowaniem w skali miejskiej. Większość zagadnień urbanistycznych ma natomiast naturę planistyczną i dotyczy kwestii strategicznych. Proces ich powstawania prowadzony jest w ramach szeregu uzgodnień z różnymi podmiotami zainteresowanymi daną sprawą i ma charakter stricte polityczny, jako że warstwa polityczna jest według niego esencją urbanistyki. Jak podkreśla, za każdą decyzją projektową kryje się decyzja planistyczna, a za każdą planistyczną – decyzja polityczna. Projektanci nadają kształt przestrzenny decyzji politycznej, co oznacza też, że nie powinna być na nich zrzucana odpowiedzialność za decyzje polityków. W sytuacji konfliktu wartości w procesie projektowym trzeba więc zajrzeć do studium uwarunkowań lub planu miejscowego i zobaczyć, jak dany konflikt wartości rozstrzygnęła decyzja polityczna.

            Pancewicz zaznacza z kolei, że proces decyzyjny nie jest tak skrajnie jednowymiarowy i szczelny, bo wybierając odpowiednie władze w wyborach, mieszkańcy stawiają na konkretne wartości rozwoju przestrzeni. Nie zgadza się ze stanowiskiem, że projektant nie może podejmować decyzji politycznych. Nie jest to według niego jego rola, ale zaznacza, że relacja poziomu projektowania i podejmowania decyzji jest relacją dialektyczną, jej efekt jest nieprzewidywalny i wynika często z dialogu różnych sił w mieście. Mechanizmy zaangażowania w ten proces są różne i oczywiście ostatecznie polityk go rozstrzyga. Pytanie jednak, czy daje bufor bezpieczeństwa swoim służbom, by realizowały ambitne projekty, np. w kontekście ograniczania ruchu kołowego, który w dużej mierze warunkuje charakter przestrzeni publicznych, czy nie. I czy daje odpowiedni czas na powstawanie projektu.

Jak dobrze trafić w sedno?

            By uniknąć błędu, trzeba trafić w sedno potrzeb społeczności, dla której tworzy się miejsce. Ale jak to zrobić? Według Łukasza Pancewicza, droga do celu zawsze usłana jest negocjacją prowadzoną w procesie mniej lub bardziej spolegliwej dyskusji różnych grup, przychodzących na spotkania z projektantami z różnymi interesami, wyrażanymi i ukrytymi. Paweł Jaworski podkreśla przy tym, że warto też pamiętać, że interesy werbalizowane przez użytkowników nie zawsze są tymi prawdziwymi. Czepiamy się według niego często estetyki, żeby zakryć to, że bronimy swoich kontrowersyjnych racji, np. jeżdżenia samochodem wszędzie. Pojawia się szereg działań maskujących realne argumenty, skomplikowana walka o uznanie tylko swoich potrzeb. Zadaniem projektanta jest dotarcie do tych realnych argumentów i praca z nimi. Łukasz Pancewicz zaznacza jednoczenie, że ostateczne decyzje często podejmowane są jednak odgórnie, a procesy te, na końcowym etapie, często zatrzymują przedstawiciele władzy publicznej. Czasem uzurpują sobie taką władzę specjaliści uważający, że zdobywanie latami wiedzy pozwala im na zajęcie pozycji autorytetu, np. urbaniści. Nie jest to według niego dobry kierunek. Jak zaznacza, projektowanie przestrzeni publicznych jest tak skomplikowanym procesem, że najczęściej rolą projektanta jest po prostu próba odpowiedzi na oczekiwania bardzo różnych grup i stron. W pracy nad żadnym miejscem nie ma, według niego, jednego idealnego rozwiązania. Zawsze jest to proces, w którym następuje dyskusja i ścierają się poglądy, które warunkują projekt, choć odpowiedź projektanta często nie zaspokaja potrzeb wszystkich interesariuszy. Kluczowa według Pancewicza jest przy tym odpowiedź na pytanie, kto podejmuje decyzję o tym, że zamykana jest dyskusja i podejmowana decyzja projektowa. Trzeba też według niego pamiętać, że projektant pojawia się w życiu projektu na pewnym etapie i funkcjonuje w konkretnym reżimie pracy. Musi przygotować wytyczne i zaprojektować formę. Sam proces toczy się jednak dalej – pojawia się etap budowy, potem życia miejsca, w którym architekt nie bierze już czynnego udziału. Jaworski zaznaczył przy tym, że jest zewnętrznym projektantem, ale z samorządem pracuje od fazy badawczej przez projektową – partycypacyjną, po budowlaną.

            Paweł Jaworski swoją drogę do sedna sprawy upatruje w metodzie prototypowania rozwiązań. Jest ona według niego narzędziem tłumaczenia decyzji politycznej na konkretne rozwiązania. Jak zaznacza, samo hasło „chcemy uspokoić ruch” nic w końcu nie znaczy. Tłumaczenie wizji na detale architektoniczne można oczywiście zlecić ekspertom – w formie opowieści, makiet czy wizualizacji. Można też pójść w stronę testowania rozwiązań tymczasowych w rzeczywistości, by pokazać mieszkańcom, czym mają być, zracjonalizować projekt i zminimalizować liczbę błędów projektów w przestrzeniach publicznych. Liczba kontekstów każdego miejsca jest według niego tak obszerna, że w żadnym procesie projektowym nie ma ani czasu, ani pieniędzy na szczegółowe przyglądanie się różnym zmiennym poprzez modelowanie czy długie procesy dyskusji z użytkownikami. Tym bardziej, że, jak zaznacza, w klasycznej partycypacji opartej na licznych dyskusjach pojawia się bardzo dużo problemów, w tym wyobrażonych, które przyćmiewają istotne zagadnienia, kluczowe dla rozwoju projektu. Metodą protytpowania Jaworski pracuje właśnie w Szczecinie na Placu Orła Białego, jednym z głównych śródmiejskich placów miasta. Jeszcze niedawno miejsce to było zdominowane przez ruch samochodowy, przejezdny w każdej swojej pierzei i wypełniony setkami miejsc parkingowych. W ramach projektu Jaworski z zespołem powoli zaczęli ten ruch wycofywać, przycinając wszystkie jezdnie i usuwając miejsca postojowe, których zniknęło prawie sto. Oddawali przestrzeń innym użytkownikom niż kierowcy, przy użyciu tymczasowych rozwiązań i obserwowali, jak z niej korzystają. Prowadzili też długie rozmowy z mieszkańcami o potrzebach wobec nowych elementów tego miejsca, które sprawiłyby, że Plac Orła Białego rzeczywiście funkcjonowałby, jak plac staromiejski. Bazując na tak zebranych informacjach, przystąpili do przekształcania tego placu na stałe. Pierwszą decyzją było usunięcie parkingu i powiększenie terenu zieleni – przygotowywana jest właśnie dokumentacja budowlana na przebudowę tego miejsca. Zespół pracuje też nad sąsiednimi ulicami.

            Prototypowanie pozwala więc podnieść jakość projektu. Zespół Jaworskiego nie proponuje i nie forsuje rozwiązania, które intuicyjnie uważa za słuszne, czy podpowiedzianego mu przez jakiś architektoniczny program komputerowy. Weryfikatorem projektu jest rzeczywistość i społeczność lokalna. A one zawsze robią to inaczej, niż ktokolwiek się spodziewa. Rzeczywiste testy są według Jaworskiego źródłem wiedzy, która nigdy nie pojawia się inną drogą. Jak wspomina, kiedyś zajmował się główną ulicą w centrum Dąbrowy Górniczej. Pracował z ekspertami i codziennymi użytkownikami tego miejsca. Co ciekawe, żaden scenariusz obaw wobec zmian, o jakim użytkownicy mówili w procesie dialogu, nie zrealizował się. Problemy pojawiały się zupełnie gdzie indziej, niż ktokolwiek podejrzewał. Testy zawsze pokazują też, według niego, że problemy urbanistyczne w mieście są znacznie większe niż konkretne interwencje architektoniczne. Nie można więc przebudować placu w centrum miasta, wprowadzając realną zmianę w sposobach korzystania z niego, a nie tylko realizując remont – dążyć np. do przekształcenia placu samochodów w realny plac śródmiejski – nie biorąc na warsztat sąsiednich ulic, obszarów i jednostek urbanistycznych. Eksperymenty bardzo dobrze to pokazują. Ruch usuwany w jednym miejscu przenosi się gdzie indziej i trzeba interweniować w obszary, które zostają dotknięte przez zmiany rykoszetem. Dobre trafienie w sedno potrzeb społeczności względem przestrzeni publicznej i zbudowanie szczęśliwego miejsca wymaga więc pracy z detalem, prób i szerokiego spojrzenia na przyczyny i konsekwencje różnych decyzji. Po co komu w końcu plac pełen ludzi, gdy spędzać będzie musiał czas w smogu od korków na okolicznych ulicach? Wysoka jakość miejsc publicznych w mieście bierze się więc z uwzględnienia różnych sieci powiązań i dostosowania charakteru miejsc do ich naturalnego rytmu, potrzeb i potencjałów. Przede wszystkim potrzebujemy jednak namysłu i dostrzeżenia masowo popełnianych błędów oraz potrzeby ich analizy. Musimy zrozumieć w końcu, co i dlaczego robimy źle, a nie tylko nagradzać to, co robimy spektakularnie. Tylko tak wyjdziemy z impasu licznych pustych i zimnych lub gotujących się betonowych przestrzeni publicznych naszych miast.

autor: Magazyn Miasta

Zobacz dyskusję „Jakość przestrzeni publicznych a jakość życia”!

Dyskusja odbyła się 14.10.2020 online w ramach cyklu wydarzeń w Urban Cafe „Żyj dobrze w mieście,” w którym poruszane są kwestie otaczającej nas przestrzeni, jako jedna z części zadania „Adaptacja Koncepcji UrbanLab w Gdyni” w ramach Programu Operacyjnego Pomoc Techniczna na lata 2014-2020, współfinansowanego ze środków Funduszu Spójności.

Zielone miasto

Polska wysycha w przerażającym tempie. W dużej mierze jest to efekt naszego zamiłowania do betonowania wszystkiego, co popadnie i wycinania drzew bez żadnego namysłu nad konsekwencją tych decyzji. Niektórzy marudzą, nieliczni protestują. Większość milczy. Albo sama tnie. A tną wszyscy. Nie tylko burmistrzowie. Tną miejskie spółki. Tną szkoły i przedszkola. Tną drogowcy. Tną kolejarze. Tnie wojsko. Tną spółdzielnie mieszkaniowe i wspólnoty. Tną kościoły. Tną deweloperzy. Tną firmy. Tną mieszkańcy na swoich posesjach, pisze Jan Mencwel w swojej nowej książce: „Betonoza. Jak się niszczy polskie miasta”, w której świetnie opisuje ten niebezpieczny proceder.

Kluczem do sukcesu w projektowaniu zieleni miejskiej jest więc dzisiaj poważne myślenie o konsekwencjach niszczenia zieleni w miastach i o tworzeniu miejsca dla wody opadowej. Jest to jedna z najważniejszych obecnych miejskich funkcji natury. Tym bardziej, że kolejnym wyzwaniem, które będzie coraz pilniejsze wraz z rozwojem kryzysu klimatycznego, są nagłe intensywne ulewy. W polskich miastach zupełnie sobie z nimi nie radzimy. Przyjrzyjmy się więc drodze do rozwiązania tego problemu wraz z mgr inż. arch. Marią Skotnicką, członkinią zespołu Fundacji Sendzimira, która w ramach działań Urban Lab i cyklu wydarzeń Urban Cafe pt. „Żyj dobrze w mieście” opowiadała, jak mądrze stawić czoła tym wyzwaniom. I zacznijmy od podstaw.

Rytm natury

W jakim cyklu naturalnie żyje woda? Jej losy co i rusz zaczynają się od opadów, potem oczywiście spływa, wsiąka w grunt (infiltracja), częściowo odparowuje z roślin i gruntu, kondensuje się w parę wodną i znowu opada – tak wygląda jej naturalny obieg w przyrodzie. Naturalny. Dziś, w zabetonowanych miastach, w ogóle nie jest to już jednak jasne, ani naturalne. Bardzo często zaburzamy ten cykl przez zabetonowywanie płaszczyzn. W betonowych miastach woda opadowa nie wsiąka w nawierzchnie i w grunt. Odpływa do kanalizacji, a następnie do wyregulowanych rzek z zabetonowanymi korytami dalej niepozwalających jej wsiąkać w teren. W długiej perspektywie jest to proces zupełnie samobójczy, który prowadzi nas tylko do suszy. Mimo swoich drastycznych konsekwencji w polskich miastach praktyka ta jest jednak bardzo powszechna, o czym coraz częściej rozmawiamy. Coraz częściej widzimy przy tym, że dyskusje te nadal nie przynoszą skutków na dużą skalę. Inspirują za to m.in. niektóre samorządy do podejmowania decyzji (niestety wybiórczych) na rzecz mądrego gospodarowania wodą opadową na ich terenach. Coraz częściej działania pomagające zatrzymać deszczówkę w miejscu opadu podejmowane są też przez lokalne wspólnoty i niektórych mieszkańców oraz pojedynczych deweloperów. Jest więc o co walczyć.

Przypominamy więc podstawowe zasady mądrych decyzji wodnych, które mogą uratować nam życie i które możecie wdrażać i promować na różnych poziomach organizacji waszych społeczności miejskich – od podwórek po systemowe rozwiązania przyjmowane przez miejskie biura najwyższej rangi i rady miasta. Główną zasadą sine qua non jest obecnie fakt, że musimy dążyć do jak najwolniejszego spływania wody deszczowej i lokalnego przechwytywania jej dzięki przepuszczalnym powierzchniom stosowanym wszędzie, gdzie jest to tylko możliwe. Czyli gdzie? Jak sprawić, by woda nie przelatywała przez miasto, a zasilała je?

Zieleń powszechna

Kluczem do sukcesu jest inwestowanie w zieleń wszędzie, gdzie się da – wykorzystywanie każdej możliwej płaszczyzny. Ogromną rolę odgrywają oczywiście tereny zieleni zorganizowanej, w tym parki, ale jest to zaledwie kilkanaście procent powierzchni miasta. Morze możliwości daje nam za to tzw. zieleń towarzysząca, formalnie nieuznawana za tereny rekreacji. Pozwala ona na tworzenie warunków do regeneracji cyklu wodnego w mieście, czyli niedopuszczanie do marnowania wody poprzez brak możliwości pozostawania deszczówki jak najdłużej w miejscu opadu i jego okolicy. Strategia ta podnosi poziom naszego bezpieczeństwa i zdrowia oraz odporność, bo przyczynia się do nawilżania powietrza. Dobrze działa też na ekosystem. Nie oznacza to jednak, że praca nad rozwojem parków w mądry sposób nie jest dziś istotna. Jest. Ważnym narzędziem jest w niej dziś przy tym partycypacja w ich projektowaniu. Pozwala na oswajanie terenów zieleni przez mieszkańców i ich branie odpowiedzialności za nie i za ich los. Skotnicka przywołała w czasie wykładu m.in. przykład prowadzonego tak procesu rewitalizacji Parku Podłęże i Parku Lotników w Jaworznie, w ramach których powstały społeczne koncepcje nowych roli i kształtu tych miejsc. Dialog projektantów i zarządców terenów z mieszkańcami prowadzony był w formie debat, spacerów badawczych i wspólnych prac na makietach oraz geoankietach. Co ciekawe, w procesie pracy nad Parkiem Podłęże konsultacje realizowane były z różnymi grupami interesariuszy, a dialog i wymiana oczekiwań zarządzających i użytkowników doprowadziły do odejścia od pomysłu zbudowania w parku stadionu lekkoatletycznego dominującego funkcje zielone i rekreacyjne. Obecnie kluczowe są przede wszystkim jednak działania na rzecz lokalnych elementów zieleni oraz inwestowanie w błękitno-zieloną infrastrukturę w miejscach opadu. Powinniśmy stawiać między innymi na zielone dachy i ściany/elewacje oraz tarasy, które obniżają temperaturę w budynkach, redukują hałas i temperaturę we wnętrzach budynków, poprawiają lokalny mikroklimat, zwiększają wilgotność powietrza i obniżają temperaturę wokół budynków.

Zielone dachyświetnie sprawdzają sięzarówno na dachach płaskich, jak i tych z pochyleniem, i mogą pełnić funkcje dekoracyjne i rekreacyjne. Dlatego też między innymi doceniło je jedno z bardziej progresywnych środowiskowo miast europejskich, czyli Rotterdam. W strategii Rotterdam 2030 miasto podzielone zostało na różne sektory na poziomie planu miasta. W każdym z nich, w zależności od problemu, z jakim miasto boryka się w danej części, zaplanowane zostały konkretne działania. W okolicach, w których woda regularnie niebezpiecznie się podnosi, miasto inwestuje w dachy, których zadaniem jest retencja wody w momencie opadu przy użyciu roślin i różnych pojemników. Wiemy z badań, że działanie to bardzo spowalnia podnoszenie się poziomu wody na poziomie chodników i jezdni. W innych sektorach postawiono na wymieszanie funkcji. Dachy rekreacyjne montuje się natomiast tam, gdzie brakuje przestrzeni publicznych, a dachy z instalacjami solarnymi w miejscach, w których pojawia się większe zapotrzebowanie na energię. Na zielone dachy porośnięte roślinnością lub z funkcją ogrodu społecznościowego Rotterdam stawia z kolei np. na budynkach szkół czy szpitali (z dodatkowo prowadzonymi badaniami na temat wpływu zieleni na zdrowie pacjentów). Lokalne inwestycje w przechwytywanie wody to też jednak np. różnego rodzaju zagłębienia na wodę, zbiorniki i mini zbiorniki retencyjne z zielenią, które oczyszczają deszczówkę i pozwalają na jej recykling oraz parowanie w środowisku miejskim, więc i nawilżanie powietrza, które działa zbawiennie na nasz poziom odporności i zdrowie.

Ciekawym narzędziem są też oczywiście zielone ściany. Pomiary realizowane przez Skotnicką w zeszłym roku w Katowicach pokazały, że elewacja nieporośniętego zielenią urzędu miasta osiągała w słońcu w momencie próby temperaturę 58 stopni Celsjusza. Zielona ściana na rynku, chłodząca lokalną wyspę ciepła, w słońcu miałą natomiast zaledwie 32 stopnie.

Zielone ulice

Naszej pomocy w kontekście zieleni potrzebują też oczywiście ulice, zabetonowane w rytm potrzeb kierowców samochodów, marnujące potencjał wody opadowej i podnoszące temperaturę w miastach. Skotnicka opowiadała m.in. o wpływie zagospodarowania powierzchni ulic drzewami na tworzenie się miejskich wysp ciepła. Zauważyła bardzo duże różnice w pomiarach temperatury na ulicy pozbawionej cienia i działania drzew oraz na powierzchniach ulic z drzewami. Na przykładowej drodze pozbawionej drzew zaparkowany na słońcu samochód nagrzewa się do 48 stopni Celsjusza, a w cieniu byłoby to zaledwie do 27°C. Relacja temperatury elewacji w tym samym zestawieniu to 36°C i 26°C, nawierzchni jezdni 44-23°C, a temperatur odczuwalnych 37-27°C. Jest więc o co walczyć, tym bardziej, że z innych źródeł wiemy, że śmiertelność ludzi w czasie fal upałów wzrasta wykładniczo i bardzo gwałtownie po przekroczeniu 32 stopni Celsjusza temperatury odczuwalnej. Skotnicka poruszyła też temat ekonomicznych usług pełnionych przez drzewa. Opowiadała, że w Nowym Jorku policzono, jak zwraca się każdy dolar wydany na pielęgnację wysokiej zieleni. Przynosi ponad siedmiokrotny zwrot w oszczędnościach w obszarze pracy nad oczyszczaniem powietrza, dzięki wytwarzaniu tlenu, pochłanianiu wody, zapobieganiu erozji gleby, nawilżaniu powietrza i korzystnym działaniu na układ odpornościowy.

Szukanie nowych miejsc na zieleń w obrębie miejskiej infrastruktury ruchu samochodowego to przy tym wszystkim bardzo wdzięczny proces, bo daje bezlik możliwości. Pojawiają się wśród nich oczywiście bardzo radykalne, takie jak przekształcanie jezdni w zielone aleje i deptaki. Działania mogą być też jednak mniej wymagające, tak jak np. zielone interwencje w przestrzenie parkingów (rozszczelnienie kostki/nawierzchni miejsc parkingowych – 50% ich powierzchni zaliczyć można do powierzchni biologicznie czynnej, pasy zieleni/ogrody deszczowe/rowy pomiędzy miejscami samochodami, odpowiednie wyprofilowanie nawierzchni pozwalające na używanie wody opadowej do zasilania tej zieleni). Konieczne jest dziś przy tym działanie w ramach małych i dużych ulic i stawianie na współistnienie klasycznej kanalizacji i zieleni retencyjnej na ich obszarach. Przydatne są w tych procesach jesień i zima, gdy liście i śnieg zalegają na częściach jezdni i pokazują, które ich fragmenty nie pełnią ważnej roli w systemie ruchu i można bez przeszkód przekształcić je w zielone zakamarki.

Zielone osiedla

Kluczowym elementem zielonego miasta są też zielone osiedla i błękitno-zielona infrastruktura w ich obrębie, czyli zieleń retencyjna i różne zbiorniki wodne, w tym oczka, potoki, rzeczki. Maria Skotnicka opowiadała oczywiście o roli systemowego podejścia do zieleni, wody i projektowania osiedli. Przywołała przy tym założenia zrównoważonej dzielnicy mieszkaniowo-usługowej Urrioaholt w Gardabaer na obrzeżach Reykjaviku, w całości wykorzystującej walory lokalne i wodę opadową. Przedstawiła też projekt koncepcyjny w pełni zrównoważonego osiedla w Jaworznie na terenie po starej cementowni Pieczyska, projektowanego z poszanowaniem potrzeb społecznych i środowiskowych, i całkowicie pozyskującego wodę opadową z powierzchni, wyposażonego w systemy solarne i recyklingowania wody szarej. Zaznaczyła przy tym, że dużą rolę odgrywają też mądre rozwiązania stosowane przed osiedlami, takie jak rowy i muldy chłonne, wypełniające się wodą przy nawalnych opadach oraz pasaże roślinne oddzielające jezdnie od chodnika i miejsca na parkingu.

Dobre osiedle to też oczywiście instytucje edukacyjne. A mądre zarządzanie wodą opadową to m.in. wiele rozwiązań, które stosować można, jednocześnie podnosząc środowiskową świadomość użytkowników inwestycji. Ciekawy w tym kontekście jest np. projekt z Radomia, w którym przy jednym z przedszkoli powstał staw retencyjny zrealizowany w ramach adaptacji terenu do zmian klimatu. Staw zbiera wodę opadową dzięki odpowiedniemu, nachylonemu ukształtowaniu terenu wokół, a przy okazji odbywają się przy nim zajęcia przyrodnicze dla dzieci. Coraz popularniejsze są dziś też przestrzenie publiczne, które zaprojektowane są tak, by tymczasowo stawać się mogły jeziorkami i zbiornikami w czasie ulewnych deszczy. Flagowym projektem tego rodzaju jest plac w Rotterdamie, na który spływa woda opadowa z okalających go dachów, a na co dzień jedna z trzech tworzących go niecek pełni funkcję boiska (polecamy tekst Martyny Obarskiej dostępny na naszej stronie: Wodne place).

W czasach kryzysu klimatycznego i nagłych, gwałtownych zmian pogody, miasto projektować trzeba w sposób elastyczny. Jedynym rozwiązaniem jest zaprzyjaźnienie się z wodą i tworzenie dla niej godnych warunków miejskich – zarówno dla tej, której potrzebujemy, w czasie suszy, jak i tej, która nam zagraża, w czasie nawalnych deszczy. Kilka lat temu opowiadał nam w Magazynie Miasta o tym wyzwaniu globalny wysłannik Holandii ds wody, Henk Ovink, podkreślając, że jeżeli szybko tego nie zrozumiemy, będziemy ofiarami własnych błędów. Nie mamy dziś innego wyjścia i właśnie do tego przekonywała w swoim wykładzie Maria Skotnicka.

Autor: Magazyn Miasta

Zobacz wykład „Zielone miasto”!

Wykład odbył się 13.07.2020 online w ramach cyklu wydarzeń Urban Cafe, „Żyj dobrze w mieście”, w którym poruszane są kwestie otaczającej nas przestrzeni. Działania Urban Cafe odbywają się w ramach zadania „Adaptacja Koncepcji UrbanLab w Gdyni”, w ramach Programu Operacyjnego Pomoc Techniczna na lata 2014-2020, współfinansowanego ze środków Funduszu Spójności

Tarapaty kooperatyw mieszkaniowych

Polityka mieszkaniowa w Polsce wymaga jednoczesnego bycia marzycielem i pragmatycznie nastawionym księgowym. Dominacja modelu deweloperskiego jest potężną barierą dla rozwoju alternatywnych form zaspokajania potrzeb mieszkaniowych Polaków. Trzeba dużo samozaparcia i wiary w swoje siły, by pokonać zarówno trudności obiektywne, jak i te będące efektem naszej kształtowanej przez lata mentalności. Wiele osób popełnia jednak błąd i odważnej wizji nie podbudowuje pragmatycznym szacunkiem własnych zasobów i możliwości. To właśnie do tych z nas skierowana była dyskusja o kooperatywach mieszkaniowych, którą pod koniec września 2020 r. zorganizował gdyński Urban Lab w ramach cyklu wydarzeń Urban Cafe pt. „Żyj dobrze w mieście”. Gośćmi Agnieszki Jureckiej-Fryzowskiej z Laboratorium Innowacji Społecznej byli Mateusz Piegza z Fundacji Habitat for Humanity Poland oraz Marcin Ochociński, członek i mieszkaniec Pierwszej Kooperatywy mieszkaniowej Pomorze.

Autor: Magazyn Miasta

Kooperatywy bywają uznawane za romantyczny, ciekawy, innowacyjny i przede wszystkim relatywnie tani sposób na zaspokojenie własnych potrzeb mieszkaniowych. Tęsknotę za domem, który jednocześnie jest tani i pozwala na pogodzenie potrzeby pracy, relaksu, bycia z innymi i intymności, dodatkowo wzmogła pandemia COVID-19. W Polsce, której rynek mieszkaniowy jest zdominowany przez deweloperów, kooperatywy dają nadzieję na stworzenie realnej alternatywy, ale wciąż wymagają wiele pracy. Rozmowa prowadzona przez Agnieszką Jurecką-Fryzowską świetnie pokazała, jak bardzo powodzenie inwestycji tworzonych w ramach kooperatyw zależy od konkretnych umiejętności, ciężkiej pracy i stworzenia regulacji, które ułatwią jej członkom przebijanie się przez kolejne procedury.

„Budowanie w ramach kooperatywy jest normalnym procesem budowlanym. Musieliśmy przejść przez wszystkie etapy inwestycji – znaleźć działkę, stworzyć projekt architektoniczny, uzyskać pozwolenie na budowę, zrealizować ją, znaleźć źródła finansowania, itd. Mieliśmy oczywiście możliwość dopasowania mieszkań do naszych potrzeb, ale trzeba pamiętać, że poruszaliśmy się w otoczeniu konkretnych przepisów i regulacji. To nie jest tak, że można sobie po prostu wybudować dom z marzeń” – opowiadał podczas debaty Marcin Ochociński, członek i mieszkaniec Pierwszej Kooperatywy mieszkaniowej Pomorze. Dodał, że w ich grupie inicjatywnej od początku znajdowali się specjaliści od takich procesów, co ułatwiło przejście przez wszystkie procedury. Dla osób, które nie mają takiej wiedzy, poruszanie się w gęstwienie regulacji może być odstraszające. Tym bardziej, że, zdaniem Ochocińskiego, nie da się w ten sposób zrealizować inwestycji bez notowania większych wpadek formalno-prawnych. Warto więc porządnie zaplanować ten proces i współpracować ze specjalistami od jego początku.

Być może dlatego w Polsce mamy tak mało przypadków kooperatyw, które nie tylko z sukcesem zakończyły proces budowy, ale również utrzymały swoją wspólnotowość na etapie zamieszkania. W globalnej bazie Fundacji Habitat for Humanity znajdują się tylko cztery polskie kooperatywy – „Pomorze”, „Nowe Żerniki”, „Konstancin” oraz „Kooperatywa Mieszkaniowa z Habitat for Humanity Poland”. Temat zdobywa jednak coraz większą popularność. Już cztery lata temu Zbigniew Maćków, komentując proces budowy kooperatyw na wrocławskich Nowych Żernikach, mówił o większej liczbie chętnych niż wynikało to z pierwotnych zamierzeń. We Wrocławiu powstały trzy budynki tworzone w ten sposób – w pierwszym z nich powstały 4 mieszkania, dwa lokale usługowe, rowerownia, pralnia z suszarnią i świetlicą, w kolejnym jeden z lokali usługowych zajął gabinet stomatologiczny, a w trzecim – największym – pojawiło się m.in. osiem mieszkań, kawiarnia oraz pokój zabaw ze świetlicą. Kooperatywa Pomorze, którą reprezentował biorący udział w rozmowie Urban Cafe Marcin Ochociński, to dziś cztery budynki mieszczące mieszkania dla trzydziestu sześciu rodzin. Pierwszy budynek powstał w 2012 r., a proces jego realizacji zaczął się w 2008 r.

Siła i słabość wspólnoty

Mateusz Piegza zwrócił uwagę na fakt, że w modelu kooperatywy mieszkaniowej kluczowe jest bazowanie na wspólnocie i zaangażowanie w proces jej członków. Kooperatywa to grupa osób, która albo znała się przed podjęciem decyzji o wspólnym budowaniu domu, albo tworzy się na potrzeby inwestycji. Kluczowe są więc więź, która łączy tę grupę i lider, który ją napędza. W Berlinie, mieście, w którym model ten działa stosunkowo prężnie, większość pierwszych kooperatyw narodziła się z inicjatywy architektów, którzy chcieli zrealizować swoje pomysły i potrzebowali wspólników, dzięki którym byłoby to możliwe. Kooperatywa Pomorze też miała w swoim składzie architektów. Nowe Żerniki są natomiast napędzane przez Zbigniewa Maćkowa – naszym zdaniem jednego z najciekawszych architektów w Polsce.

Sama wizja i entuzjazm nie wystarczą jednak do osiągnięcia końcowego sukcesu. Każda grupa ma swoją dynamikę, a pomiędzy członkami takiej kooperatywy mogą się pojawić różnice zdań i wynikające z tego konflikty. Goście rozmowy wielokrotnie podkreślali, że to naturalna sytuacja – ludzie są tylko ludźmi i ich potrzeby mogą się zmieniać. Marcin Ochociński zaznaczył przy tym, że w przypadku Kooperatywy Pomorze sytuacja była łatwiejsza, bo o wspólnym jej budowaniu członkowie zaczęli myśleć w rodzinnym gronie. „Nie znaczy to jednak – dodał – że w takich sytuacjach nie zdarzają się konflikty. Proces budowy rozpoczynaliśmy w gronie ośmiu rodzin. To normalne, że komuś mogą zmienić się plany albo też pojawią się nowe okoliczności. Życie przynosi różne niespodzianki. Warto zauważyć, że nie mieszkamy już w tym samym składzie, w którym zaczynaliśmy przygodę z kooperatywą. W związku z tym, że byliśmy ze sobą wcześniej mocno związani, nie uznaliśmy przy tym za konieczne zabezpieczenia się umową cywilno-prawną. Jeśli jednak grupa dopiero się zawiązuje, to zdecydowanie warto to zrobić”.

Realna współpraca i zaangażowanie członków kooperatywy jest według uczestników dyskusji jednym z najważniejszych czynników powodzenia takiego przedsięwzięcia. To też jego wyróżnik i dla wielu osób najważniejsza zaleta tego modelu. Dzięki temu kooperanci mogą ustalić koncepcję zagospodarowania nieruchomości odpowiadającą własnym potrzebom, od samego początku procesu znają podział lokali mieszkalnych, mogą razem zaprojektować części wspólne i zgodnie z własnymi możliwościami zaplanować przebieg inwestycji. To tak, jakby szyć sobie mieszkania na miarę. Problem w tym, że często mamy tu nie jednego, ale np. ośmioro szewców. Dlatego, jak przyznał Mateusz Piegza: „skoordynowanie działań członków takiej kooperatywy i liczne wyzwania, które mogą napotkać po drodze, mogą być konfliktogenne, stać się przyczyną frustracji i w efekcie doprowadzić do fiaska całego przedsięwzięcia. Pracujemy nad tym, żeby wzmacniać kompetencje mediacji wewnątrz takich grup albo wprowadzać do nich zewnętrznych mediatorów. To ważne, bo zrealizowanie inwestycji to tylko jedno z wyzwań. Potem trzeba też umieć stworzyć funkcjonujące sąsiedztwo”. Warto więc pamiętać, że zasady regulujące funkcjonowanie Kooperatywy mogą zostać spisane w umowie cywilno-prawnej. Urząd Miasta Wrocławia przygotował wzór takiego porozumienia, który został wykorzystany podczas tworzenia kooperatywy na Nowych Żernikach. W trakcie rozmowy w jednym z pytań od publiczności padł pomysł organizowania się w „profesjonalne” kooperatywy, które miałyby się wyróżniać zaangażowaniem generalnego wykonawcy, który, jako inwestor zastępczy, odciążyłby jej członków w przebijaniu się przez wszystkie procedury i zminimalizował potencjał konfliktów. Według przedstawiciela Fundacji Habitat for Humanity Poland takie rozwiązanie za bardzo zbliżyłoby jednak kooperatywy w stronę budowy deweloperskiej.

Chodzi o to, żeby było tanio

Pragmatyczny charakter rozmowy w Urban Cafe objawił się również w sposobie podejścia do kwestii finansów, bardzo atrakcyjnej, bo kooperatywy z założenia są tańszym sposobem na wejście w posiadanie własnego mieszkania. Przedstawiciel Habitat for Humanity Poland zwrócił uwagę na fakt, że o ile w Europie Zachodniej działają liczne kooperatywy, które zamiast kupować lokale, decydują się na wspólny najem, to w Polsce funkcjonują one w modelu własności. Niestety, nie można przy tym jeszcze liczyć na wsparcie ze środków publicznych lub chociaż preferencyjne warunki w dostępie do gruntów dla takich wspólnotowych budynków. Kooperatywy – mimo że z zasady nie działają dla zysku – konkurują obecnie ze znacznie większymi od siebie podmiotami, które stać na oferowanie znacznie lepszych stawek za najbardziej atrakcyjne grunty. Mimo wszystko, ich model wciąż jawi się jako alternatywa na polskim rynku także w tym kontekście.

Marcin Ochociński przyznał przy tym, że u źródeł jego zainteresowania kooperatywami leżą właśnie kwestie finansowe i związane z nimi możliwości, jakie miała jego rodzina w momencie podjęcia decyzji o przyłączeniu się do kooperatywy. Jak opowiada, zderzyli się z brakiem dostępności tanich mieszkań dla młodych rodzin: „Za pieniądze, które wówczas mieliśmy do dyspozycji, mogliśmy kupić co najwyżej kawalerkę. Chcieliśmy czegoś więcej. Okazało się, że nasza najbliższa rodzina też stoi przed takimi dylematami. Więc razem zdecydowaliśmy się na kooperatywę”. Ochociński wielokrotnie w czasie tej dyskusji zwracał jednak uwagę na fakt, że mimo ekonomicznej przewagi modelu kooperatywy i tak nie było ich stać na budowę domu swoich marzeń. Kooperatywa Pomorze została więc zbudowana na obrzeżach Gdyni. Po części wynikało to z preferencji kooperantów, ale kluczowe dla tej decyzji były nieosiągalne ceny działek w centralnych lokalizacjach. Budżet zmusił ich też do rezygnacji z rozbudowanych części wspólnych, a nawet troski o lepszą jakość przestrzeni wokół bloku.

Najważniejszą barierą okazało się jednak poszukiwanie finansowania. Dla wielu osób, kupujących mieszkanie na rynku deweloperskim lub budujących swój własny dom jednorodzinny, zdobycie kredytu w banku nie stanowi dziś nierozwiązywalnego problemu. W przypadku kooperatyw nie jest to już jednak takie jasne. Marcin Ochociński opowiadał, że dla jego grupy był to największy moment zawahania. Żaden z banków komercyjnych, do których zwrócili się z prośbą o finansowanie prowadzonej przez nich inwestycji, nie był tym tematem zainteresowany. Zgodził się za to jeden z banków spółdzielczych. Mateusz Piegza przywołał dla kontrastu przykład z Niemiec, w których aż sześć komercyjnych banków ma produkty finansowe adresowane do tego typu klientów. Problem finansowania dotknął również Kooperatywę Nowe Żerniki. Banki nie wiedziały, w jaki sposób traktować grupę osób, które postanowiły działać w porozumieniu i występować jako inwestor. Tutaj z pomocą musieli przyjść miejscy urzędnicy, którzy pomagali w prowadzeniu negocjacji z bankiem. Widać więc, jak ważne jest zaangażowanie władz publicznych w tworzenie kooperatyw. Władze Wrocławia zdecydowały się też na specjalne przeszkolenie miejskich urzędników i przeznaczyły trzy działki pod inwestycje tworzone przez kooperatywy.

Dokuczliwy brak regulacji

Piegza opowiadał też o udziale Fundacji Habitat for Humanity Poland w procesie opiniowania projektu ustawy o kooperatywach mieszkaniowych. A że rozmowa w Urban Cafe odbywała się we wrześniu, był to jeszcze moment, w którym istniała realna nadzieja na wejście tego projektu w życie. Jego zdaniem, były to niezwykle potrzebne przepisy, które dałyby solidny pakiet zachęt dla wszystkich osób potencjalnie zainteresowanych kooperatywą mieszkaniową.

W projekcie ustawy znalazły się przepisy, które podkreślałyby szczególną wartość kooperatyw mieszkaniowych i jednocześnie tworzyły zasady przeznaczania nieruchomości gminnych na ten cel. Gminy mogłyby więc stawiać na kooperatywy mieszkaniowe przy sprzedaży atrakcyjnych gruntów, a członkowie kooperatyw mogliby przy tym korzystać z elastycznych form spłaty kosztów zakupu gruntu. Win – win. Płatności mogłyby według projektu zostać rozłożone na raty lub rozliczane być za pomocą przekazania gminie gotowych mieszkań i lokali. Kooperatywy mogłyby być też wpisywane w procesy rewitalizacji, co dałoby gminom dodatkowe pole do współpracy z chętnymi do tych przedsięwzięć. Projekt ustawy nie przewidywał za to żadnych instrumentów finansowych, z których mogliby skorzystać kooperanci. Mimo wszystko, uznanie na poziomie ustawowym tej metody zaspokajania potrzeb mieszkaniowych na pewno przełożyłoby się na większe zaufanie banków komercyjnych. Ale nic z tego. Optymistyczny klimat rozmów na ten temat to dziś tylko przyjemne wspomnienie. Rozmówcy Agnieszki Jureckiej-Fryzowskiej nie mogli jeszcze wiedzieć, że prace nad ustawą o kooperatywach po raz kolejny zostaną zawieszone. Co prawda nie ma w tej kwestii żadnej oficjalnej informacji, ale projekt wypadł z bieżącego harmonogramu prac Rady Ministrów. Pomimo prężnej pracy środowisk gotowych do bardzo konkretnej rozmowy o kooperatywach mieszkaniowych, dla wielu osób wciąż jest to dziś więc jedna z tych kwestii, które pozostają w sferze życzeń i marzeń.

Autor: Magazyn Miasta

Zobacz dyskusję „Kooperatywy mieszkaniowe”

Dyskusja odbyła się 28.09.2020 online w ramach cyklu wydarzeń Urban Cafe, pt. „Żyj dobrze w mieście”, w którym poruszane są kwestie otaczającej nas przestrzeni. Wydarzenia organizowane są w ramach zadania: „Adaptacja Koncepcji UrbanLab w Gdyni”, w ramach Programu Operacyjnego Pomoc Techniczna na lata 2014-2020, współfinansowanego ze środków Funduszu Spójności

Listopad w UrbanCafe !

Zapraszamy do udziału w wydarzeniach, które przygotowaliśmy w listopadzie.

Wydarzenia odbędą się one w formie online za pośrednictwem Zooma i w bezpośredniej transmisji na fanpage’u UrbanLab Gdynia na Facebooku. Nagrania będzie je można także obejrzeć później, w dowolnym dla siebie terminie, w zakładce FILMY.

Naszych prelekcji można również posłuchać na Spotify!

14.11 | Film „Davos. Centrum świata” z prelekcją Jana Chudzyńskiego| 17:00 – 19:45

Co roku w styczniu Davos gości Światowe Forum Ekonomiczne, na którym spotykają się elity polityczne, gospodarcze i ekonomiczne oraz przedstawiciele środowisk akademickich z całego świata. W spotkaniach za zamkniętymi drzwiami biorą udział wyłącznie osoby z establishmentu. Gdy na Forum pojawia się 16-letnia wówczas aktywistka Greta Thunberg, wydaję się, że 81-letni Klaus Schwab, założyciel Forum, naprawdę chce przenieść je w nową erę. Czy takie podejście przyniesie korzyści całemu światu, czy nadal głównie jego elitom? Marcus Vetter wraz z kamerą po raz pierwszy w historii 49-letniego Forum wszedł za kulisy obrad. Przez 3 lata udało mu się filmować przygotowania i przebieg wydarzenia.Po projekcji filmowej odbędzie się prelekcja Jana Chudzyńskiego, z możliwością zadania pytania.

Link: https://us02web.zoom.us/j/85261900884

16.11 | Wzorem Grety Thunberg. Czy młodzi uratują świat? | wykład online dr Dominiki Blachnickiej-Ciacek| 17:30 – 18:30

Młodzież protestuje w celu wymuszenia zmiany systemowej w Polsce i Unii Europejskiej, koniecznej do powstrzymania katastrofy klimatycznej.Podczas wykładu dr Dominika Blachnicka-Ciacek przedstawi raport „Młodzi Polacy wobec zmian klimatycznych. Świadomość, emocje i praktyki”, który powstał na podstawie badań prowadzonych na Uniwersytecie SWPS. Jak młodzi ludzie w Polsce radzą sobie z kryzysem klimatycznym? Jak kształtują się relacje między świadomością, wiedzą, praktykami i wartościami? Gdzie leży poczucie odpowiedzialności za stan i dalsze losy naszej planety oraz czy i jaki mamy na to wpływ? Czy młodzi ludzie podejmują jakieś środki prewencyjne i przygotowawcze? Co oznacza dla nich wizja katastrofy?

Link: https://us02web.zoom.us/j/87419454688

25.11 | Dlaczego zmiany klimatyczne w Arktyce są dla nas ważne? | wykład online | 17:30 – 18:30

Wielu z nas Arktyka wydaje się bardzo odległa pod względem geograficznym oraz pod względem znaczenia dla naszego życia. Region ten odgrywa jednak decydującą rolę w regulacji klimatu na świecie. Skutki zmiany klimatu są już odczuwalne na całym świecie.Podczas wykładu dr Pauliny Pakszys z Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii w Sopocie poznamy odpowiedzi na kwestie związane z szybszym ogrzewaniem się bieguna północnego. Dlaczego przebiega to szybciej niż w wypadku reszty świata? Dlaczego zmiany klimatyczne w Arktyce są dla nas ważne? W drugiej części spotkania Izabela Kotylińska-Zielińska z Today We Have opowie o tym, w jaki sposób społeczeństwo w Polsce, szczególnie młodzi ludzie, postrzegają Arktykę.

Link: https://us02web.zoom.us/j/83839800643

Już październik! Nowy miesiąc i nowe wydarzenia!

Zapraszamy do udziału wydarzeniach UrbanCafé!

Odbędą się one w formie online za pośrednictwem Zooma i w bezpośredniej transmisji na fanpage’u UrbanLab Gdynia na Facebooku. Będzie je można także obejrzeć później, w dowolnym dla siebie terminie, w zakładce FILMY.

Naszych prelekcji można posłuchać również na Spotify!


7.10.2020 | CZYM JEST GREENWASHING? JAK GO WYKRYWAĆ I SIĘ PRZED NIM BRONIĆ? | WYKŁAD ONLINE | GODZ. 17:30 – 18:30

Termin „greenwashing” wprowadził w 1986 r. badacz środowiska Jay Westerveld, po odkryciu nieuczciwej praktyki w jednym z hoteli, gdzie pod przykrywką dbania o środowisko, oszczędzano na praniu ręczników, namawiając gości do ich rzadszej wymiany. Jak odróżnić greenwashing od zrównoważonych praktyk biznesowych?

Link: https://us02web.zoom.us/j/84898154443

14.10.2020 | JAKOŚĆ PRZESTRZENI PUBLICZNYCH A JAKOŚĆ ŻYCIA | ROZMOWA ONLINE | GODZ. 17:30 – 18:30

Dlaczego wiele inwestycji sprawia, że podskórnie czujemy drastyczne obniżenie jakości przestrzeni po wprowadzonych interwencjach? „Betonoza”, jako jedna z chorób przestrzeni publicznych polskich miast, wywołana bezrefleksyjnymi, niekonsultowanymi projektami, które nie uwzględniają potrzeb i zachowań użytkowników, ignorują zmiany klimatyczne i potrzebę zieleni w mieście.

Link: https://us02web.zoom.us/j/87817019744

21.10.2020 | JAKI JEST FAKTYCZNIE STAN ŚRODOWISKA BAŁTYKU? | WYKŁAD ONLINE | GODZ. 17:30 – 18:30

Morze Bałtyckie jest pod wieloma względami wyjątkowym akwenem. Jego historia jako jeziora polodowcowego, które zyskało połączenie z Oceanem sprawiła że jest to morze o niewielkim zasoleniu. Niska temperatura, słabe nasłonecznienie i duża objętość słodkiej wody spływającej rzekami także stanowią czynniki świadczące o jego wyjątkowości. Czy jednak nasze morze jest czyste?

Link: https://us02web.zoom.us/j/86788923734

26.10.2020 | SOCJOLOGICZNE OBLICZA PANDEMII? SPOŁECZEŃSTWO W CZASACH PANDEMII | ROZMOWA ONLINE | GODZ. 17:30 – 18:30

Pandemia, jako katalizator pewnych przemian, ale też lustro, w którym przeglądają się społeczeństwa, postawiła przed nami nowe wyzwania. Czym jest kryzys wywołany pandemią i jak reagujemy na niego, jako wspólnota? Czego dowiedzieliśmy się o sobie?

Link: https://us02web.zoom.us/j/81569282092

28.10.2020 | JAK PRAWNICY WSPIERAJĄ KLIMAT? | WYKŁAD ONLINE | GODZ. 17:30 – 18:30

Na świecie i w Polsce działają prawnicy zajmujący się ochroną środowiska. Łącząc prawo, naukę i politykę publiczną, mierzą się z problemami środowiska naturalnego. Fundacja ClientEarth – Prawnicy dla Ziemi to jedna z najbardziej znanych światowych organizacji, która zrzesza grono ekspertów działających na rzecz przeciwdziałania kryzysowi klimatycznemu.

Link: https://us02web.zoom.us/j/88269147884

Kalendarz na wrzesień już jest!

Zapraszamy na wrześniowe wydarzenia UrbanCafé!


Odbędą się one w formie online za pośrednictwem Zooma i w bezpośredniej transmisji na fanpage’u UrbanLab Gdynia na Facebooku. Będzie je można także obejrzeć później, w dowolnym dla siebie terminie, w zakładce filmy na fanpage’u UrbanLab Gdynia: https://www.facebook.com/pg/UrbanLabGdynia/videos/


9.09 | Depresja klimatyczna | wykład dr Marzeny Cypryańskiej-Nezlek | 17:30 – 18:30

Na świecie coraz więcej ludzi zaczyna cierpieć na chroniczny lęk przed zagładą będącą skutkiem zmian klimatu. Zaburzenia snu, pamięci, zachowania antyspołeczne, a nawet samobójstwa mogą mieć swoją przyczynę w chronicznym lęku, stanie beznadziei i braku poczucia kontroli w obliczu niepewnej przyszłości, przed którą stoi nasza planeta. Czy możemy już mówić o występowaniu depresji klimatycznej w Polsce?

Link: https://us02web.zoom.us/j/83428003076


18.09 | Wspólnota. Jak rozwijać miasta odporne? | debata online | 17:30 – 18:30

Jednym z kluczowych wymiarów kształtowania miasta odpornego jest budowanie silnego, otwartego społeczeństwa, zdolnego do samoorganizacji i elastycznie odpowiadającego na zmiany. Czy kryzys pandemiczny może być szansą na wzmocnienie poczucia współodpowiedzialności i wspólnoty wśród mieszkańców miasta?

Link: https://us02web.zoom.us/j/82276031766



23.09 | Konieczność podnoszenia świadomości społecznej zmian globalnych | 17:30-18:30

Zarówno rozwój cywilizacyjny jaki i szeroko przyjęty systemy edukacji publicznej sprzyjają odsunięciu, a nawet zupełnemu oderwaniu społeczeństwa od środowiska naturalnego. Pociąga to za sobą brak zrozumienia podstawowych procesów i zjawisk naturalnych oraz kształtowanie wizerunku środowiska naturalnego jako studni bez dna, z której możemy nieskończenie czerpać wszystko to co jest nam w danym momencie potrzebne.  Czy relacja cywilizacji ze środowiskiem naturalnym musi być tak toksyczna?

Link: https://us02web.zoom.us/j/84808446544



28.09 | Kooperatywy mieszkaniowe | rozmowa online | 17:30 – 18:30

Kooperatywy mieszkaniowe mogą być jednym z modeli zamieszkiwania, który gwarantuje niższą cenę za nieruchomość i odpowiada na konkretne potrzeby mieszkaniowe w zmieniającym się świecie. Dlaczego zatem w Polsce są rzadkością? Czy w post-pandemicznym świecie ten model zyska na popularności?

Link: https://us02web.zoom.us/j/87498854707



30.09 | Czym jest zrównoważona produkcja filmowa? | rozmowa online | 17:30 – 18:30

Mniej latania samolotami, jeżdżenia samochodami na plan produkcji filmowych, przejście na prąd z ekologicznych źródeł i rezygnacja z plastikowych torebek jednorazowych to tylko niektóre zasady zrównoważonej produkcji filmowej. Czy jesteśmy w stanie wprowadzić je w Polsce?

Link: https://us02web.zoom.us/j/87472328004


Zachęcamy także do wysłuchania podcastów na stronie https://urbanlabgdynia.podbean.com/, gdzie w każdy piątek zamieszczamy nowe odcinki nagrane na bazie spotkań, które odbyły się w UrbanCafé.

Sprawdź, jakie wydarzenia czekają na Ciebie w sierpniu!

Przypominamy, że wszystkie wydarzenia odbywają się tylko online! Linki do wydarzeń znajdują się pod każdym opisem bądź na poszczególnych wydarzeniach na Facebooku. Również na Facebooku wydarzenia są transmitowane na żywo (w zakładce filmy).

Serdecznie zapraszamy do aktywnego udziału i zadawania pytań!

19.08.2020 | Ogrody deszczowe | wykład Judyty Łuczyńskiej | godz.17:30 – 18:30

Ogrody deszczowe to zielone oazy w mieście, przy których można odpocząć, zrelaksować się, czy zaznać ochłody w upalne dni lata.Ich główną zaletą jest to, że wspomagają małą retencję, czyli pochłaniają wodę z opadów. Woda wykorzystywana przez rośliny może wsiąkać w ziemię, co jest szczególnie ważne z powodu otaczającego nas w mieście asfaltu, betonu i płyt chodnikowych. Szczelne wykładanie nimi powierzchni ma konsekwencje w zjawisku suszy, podwyższonej w miastach temperatury i zmniejszonej wilgotności powietrza, co bezpośrednio przekłada się na zdrowie mieszkańców i spadek bioróżnorodności. Nawet 90% wód opadowych może spływać po powierzchni nie trafiając do gleby, podnosząc katastrofalny efekt zmian klimatu powodowany działaniami człowieka.
Dzięki ogrodom deszczowym woda parując może trafiać z powrotem do atmosfery lub z powodu właściwości samych roślin być oczyszczona ze szkodliwych substancji. Ich projektowanie zwiększa ilość powierzchni biologicznie czynnych oraz niesie korzyści ekonomiczne.

Link do wydarzenia: https://us02web.zoom.us/j/88688501249

26.08.2020 | W obronie praw zwierząt | wykład mec. Karoliny Kuszlewicz | godz. 17:30 – 18:30

W obliczu zmian klimatu szczególną ochroną prawną należy otoczyć zwierzęta żyjące w miastach. Za sprawą intensywnych procesów urbanizacyjnych, tereny będące ich domem sukcesywnie ulegają niszczeniu. Ludzie często traktują dzikie i wolnożyjące zwierzęta jako problem, kiedy to ich obecność ma wpływ na zdrowie nasze i zachowanie równowagi na Ziemi. Człowiek musi nadać priorytet działaniom służącym stworzeniu odpowiednich warunków do wspólnego życia ze zwierzętami w kontekście planowania nowych inwestycji, rozwoju turystyki, ochrony zdrowia.

Link do spotkania: https://us02web.zoom.us/j/81224812625

29.08.2020 |Film „Rowery kontra samochody” ze wstępem dr Moniki Arczyńskiej | godz. 17:00 – 19:00

Nie zawsze ulice przeznaczone były w pierwszej kolejności dla samochodów. Jeszcze na początku XX wieku w centrum ruchu ulicznego znajdowali się piesi. Reżyser filmu Fredrik Gertten zabiera nas w podróż podczas której odwiedzamy Amsterdam, Kopenhagę, Toronto, czy São Paulo aby przyjrzeć się jak w obecnych czasach wygląda organizacja ruchu w tak wielkich miastach. Miastach, które są świadome zmian klimatu i postawiły na komunikację rowerową wraz z udogodnieniami dla rowerzystów. Samochody mają nadal znaczący wpływ na organizację naszego życia i planowanie przestrzenne, ich wynalezienie odcisnęło grube piętno na stanie środowiska Ziemi.

Godz. 17:00-17:30 – wprowadzenie dr Moniki Arczyńskiej (w formie filmiku w wydarzeniu na Facebooku)

Godz. 17:30-19:00 – projekcja filmu „Rowery kontra samochody”  (link do platformy, na której będzie można obejrzeć film zostanie umieszczony w wydarzeniu na Facebooku)

Link do wydarzenia na Facebooku: https://www.facebook.com/events/290917032334094/

Wydarzenia w lipcu w UrbanCafe

8.07. | Skazani na współdziałanie | wykład prof. Piotra Skubały | godz. 17:30 – 18:30

Jakie jest najważniejsze przesłanie w historii ludzkości? Z pewnością niewiele osób zwróciłoby uwagę, że żyjemy w czasach wielkiego plejstoceńsko-holoceńskiego wymierania. Badania dowodzą, że zostały już przekroczone tzw. granice planetarne. W odniesieniu do bezpieczeństwa klimatycznego znaleźliśmy się w stanie bezwładu i otępienia. Naukowcy z całego świata ostrzegają, że wkrótce będzie za późno, aby uniknąć tragedii, a czas się kończy. Czy zdajemy sobie sprawę z tego co naprawdę oznacza nieodwracalna i postępująca utrata bioróżnorodności i destabilizacja klimatu? Czego potrzebujemy, aby dokonała się fundamentalna zmiana relacji człowieka do Ziemi?

Link do spotkania: https://us02web.zoom.us/j/85444492354

13.07. | Zielone miasto | wykład mgr inż. arch. Marii Skotnickiej | godz. 17:30 – 18:30

Intensywna urbanizacja to problem, z którym mierzy się współczesny świat, ponad połowa ludności świata żyje w miastach. Aby zapewnić wygodne warunki życia w mieście niezbędnym jest inwestowanie w zrównoważone tereny zielone. Mają one wpływ na miejską florę i faunę, ochłodzenie klimatu, oczyszczanie powietrza i ściąganie wody z opadów, sprzyjają zawiązywaniu relacji, czy obniżeniu poziomu stresu mieszkańców. Jak projektować tereny zielone z uwzględnieniem zasad zrównoważonego rozwoju i partycypacji? Jakie są korzyści z wdrażania procesów komunikacji władz z mieszkańcami w zakresie tworzenia zieleni w mieście?

Link do spotkania: https://us02web.zoom.us/j/85445099185

15.07. | Planowanie przestrzenne a relacje | rozmowa online | godzi. 17:30 – 18:30

Zgodnie z wartościami równości i dostępności, architekci i urbaniści są w stanie projektować przestrzeń tak, aby zachęcała do przebywania w obrębie konkretnego miejsca i aktywizowała do nawiązywania relacji na linii człowiek-człowiek, człowiek-miejsce i człowiek-natura. W jaki sposób na relacje wpływają zasady planowania przestrzennego? Warto je poznać w kontekście zrównoważonego rozwoju i rewitalizacji miasta. W jaki sposób zasady dotychczas wykorzystywane mogą ulec zmianom w dobie pandemii, która wymusza na nas społeczny dystans?

Link do spotkania: https://us02web.zoom.us/j/89606753161

25.07. | Projekcja filmy „Ludzki Wymiar” ze wstępem dr Moniki Arczyńskiej | godz. 17:00 – 19:00

Coraz więcej osób mieszka dziś w metropoliach, ludność miast systematycznie rośnie. Szacuje się, że za 30 lat będzie w nich żyło ok. 6 miliardów ludzi. Jak miasta powinny być projektowane, żeby spełniały standardy nowego stylu życia w zakresie relacji, transportu, czy dostępu do usług?

Godz. 17:00-17:30 – wprowadzenie dr Moniki Arczyńskiej (w formie filmiku w wydarzeniu na Facebooku)
Godz. 17:30-19:00 – projekcja filmu „Ludzki Wymiar” (link pod którym będzie wyświetlony film podany zostanie podany na wydarzeniu na Facebooku)

Link do wydarzenia na Facebooku: http://facebook.com/events/213859913127454/

29.07.2020 |Łąki kwietne w mieście| debata online | godz. 17:30-18:30

Przypominają o dzikiej przyrodzie w mieście, są kolorowe, zróżnicowane, korzystne dla środowiska. Łąki kwietne cieszą się dużą popularnością w Gdyni i całej Polsce. Ich niebywałą zaletą jest niwelowanie wysp ciepła, wspomaganie retencji, brak konieczności regularnego koszenia (korzyści ekonomiczne) oraz wzmacnianie bioróżnorodności.

Nie wszyscy jednak wiedzą, że łąki kwietne wymagają szczegółowego zaplanowania czy wiedzy o podłożu, w którym mają się znaleźć, aby dłużej niż jeden sezon cieszyły nasze oko. Pojawiają się głosy twierdzące, że łąki kwietne nie są wystarczająco estetyczne, przekwitają na oczach mieszkańców i stanowią dodatkowe wyzwanie dla alergików.

Link do wydarzenia: https://us02web.zoom.us/j/83053390125

UrbanCafe w 2019

W 2019 roku w ramach UrbanCafe odbyło się 39 wydarzeń. Były to m.in. następujące spotkania:
• warsztat „#mikrodziałanie – jak zacząć”
• debata „Współdzielenie: ogrody społeczne, jadalne rośliny w mieście”
• wykład „Epoka człowieka – czym jest antropocen”
• wykład „Społeczeństwo żąda zmiany! O psychologicznej potrzebie zmienności i zmienianiu siebie”
• spotkanie dla innowatorów społecznych, instytucji i organizacji pozarządowych
• spotkanie „Pszczoły miodne, dzikie zapylacze i rośliny miododajne” z okazji Światowego Dnia Środowiska
• debata „Porozmawiajmy o klimacie – spotkanie urzędu, ruchu społecznego i nauki”
• pokaz filmowy „Human Energy” – projekcja filmu oraz dyskusja z jego twórcami i specjalistą ds. technologii OZE i paliw alternatywnych
• pokaz filmowy „Podwórko im. Wszystkich Mieszkańców” – projekcja filmu i spotkanie z autorką

Dotychczas w spotkaniach wzięli udział między innymi: 

Artur Jerzy Filip – specjalista w dziedzinie projektowania urbanistycznego i planowania miast

Katarzyna Staniszewska i Cyprian Ożóg-Orzegowski – Halo Kultura

Małgorzata Zamorska – Fundacja Generacja

Michał Jaśkiewicz – psycholog środowiskowy

Agata Twardoch – architektka i urbanistka

Jacek Debis z Agencji Rozwoju Gdyni – reprezentant festiwalu Weekend Architektury

Jakub Furkał – pełnomocnik miasta Gdyni ds. komunikacji rowerowej

Beata Chomątowska – polska pisarka, dziennikarka i działaczka społeczna

Olga Drenda – autorka książek, dziennikarka, tłumaczka, antropolożka wizualna

Izabela Rutkowska –  projektantka, edukatorka i animatorka kultury

Michał Kitkowski – Extinction Rebellion, OZE

Wiesław Łukaszewski – psycholog społeczny 

Natasza Kosakowska-Berezecka – badaczka postrzegania kobiet i mężczyzn w różnych rolach społecznych

Dagny Kurdwanowska – dziennikarka

Anna Sierpińska – naukowiec zajmująca się zmianami klimatu

Patryk Hardziej – działacz międzynarodowo multidyscyplinarny ilustrator, projektant grafik oraz researcher

Dr hab. Ewa Bińczyk – prof. UMK zajmująca się współczesną filozofią nauki i techniki

Michał Parzuchowski – kierownik Centrum Badań nad Poznaniem i  Zachowaniem Wydział Psychologii  SWPS w Sopocie

Robert Glimka – gdyński pszczelarz

Karolina Krzemińska – OWES Dobra Robota

Bartosz Frankowski – pełnomocnik prezydenta miasta ds. adaptacji miasta Gdyni do zmian klimatu

Bogdan Wojciszke – polski psycholog, profesor nauk humanistycznych, członek PAN Przedstawiciele Forum Rad Dzielnic

123
Droga Użytkowniczko, Drogi Użytkowniku portalu internetowego www.urbanlab.gdynia.pl

Uprzejmie informujemy, że od 25 maja 2018 r. obowiązuje tzw. RODO, czyli Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE.

Nasza strona internetowa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, reklamowych oraz funkcjonalnych.

Szczegółowe zapisy znajdziesz w Polityka prywatności i wykorzystania plików cookies portalu internetowego www.urbanlab.gdynia.pl. Jednocześnie informujemy, że Państwa dane są przetwarzane w sposób bezpieczny, z należytą starannością i zgodnie z obowiązującymi przepisami.